Mundos cz.3 Świadomość
Obudziłem się i jedyne co jestem w stanie teraz stwierdzić... to to że było warto. Dziś kolejny dzień mojej nowej niewdzięcznej roboty. Zwlekłem się z łóżka i przebrałem się. Po tej aktualnie trudnej czynności otworzyłem drzwi a tam Ferro i Oswald.Wyglądali jakbym przerwał im w kłótni. Teraz resztę dnia będę zastanawiać się w czym przerwałem. Oswald posłał mu mordercze spojrzenie a następnie spojrzał na mnie.
- Mistrzu dziś nadszedł dzień na pokazanie ci najciekawszego co tu mamy.
-I dlatego ja się tym zajmę Oswaldzie.
-Po moim trupie panie Ferro.
Zauważyłem coś co jest tu bez sensu. Mianowice dziwnym tu jest to że Oswald szanuje mnie ale Ferra już nie a on jest wyższej rangi niż ja. Zastanawiając się nad tym dalej udawałem że ich słucham. Przerwałem swoje głowienie kiedy zorientowałem się że oni prawie ze sobą walczą.
-Ale panowie ja tu nie widzę konfliktu interesów. Pójdźmy tam we trójkę.
Ferro momentalnie się uśmiechnął uwydatniając sporą bliznę przechodzącą mu przez usta której wcześniej nie widziałem. Z oklei Oswald przybrał normalny dla siebie stoicki wyraz twarzy. W sumie żaden inny by do niego nie pasował.
-Czyli dokąd się udajemy panowie?
-Do pana Oktawa szanowny Duncanie.
-Oswaldzie czy ty zawsze musisz mieć taki kołek w dupie?
-Zgłoszę te zniewagę do rady prawodawczej. Mam dosyć.
-Ale ja tylko mówię prawdę o tym że nie umiesz choć na chwilę się rozluźnić.
-Nie zapomnieliście o czymś?
Posłałem im spojrzenie mówiące że moja cierpliwość ma swoje granicę i że oni nie chcą jej przekraczać.
-Może lepiej już pójdziemy co wy na to?
- Przełóżmy to na kiedy indziej Os. Co ty na to?
-Zgadzam się ale nie mów tak do mnie.
W ciszy udałem się za nimi. Szczerze wolałem te grobową atmosferę niż waśń tych dwóch. Ferro co jakiś czas posyłał przepraszające spojrzenie. Jego twarz była dobra do pokazywania emocji mimo tej szramy i wiecznego kawałka metalu. Po tym policzku który jest odsłonięty widać że ma widoczne kości. Z drugiej strony mam wrażenie że dba o siebie bardziej niż Os. Po takowym widać że jest grubo po pięćdziesiątce i ma sporo zmarszczek. Te korytarze za każdym razem są tak samo nienaturalnie długie ale oni chyba przywykli. Przed nami rozbrzmiał jakiś podejrzany rumor i wszyscy jak na zawołanie przyśpieszyliśmy kroku. Zobaczyliśmy naszego niezbyt czcigodnego znajomego od demonów wraz z człowiekiem o urodzie zwłok. Człowiek ten był elegancko ubrany w garnitur i szary płaszcz. Poza tym miał przy pasie szpadę oraz chodził o kulach. To wszystko oraz to że miał brązowe włosy i brodę z siwymi odrostami było tą normalną częścią jego. Liczne blizny, szramy, dziury a nawet widoczne kości gdzieniegdzie tworzyło mroczną kombinacje. Co więcej poza nimi było tam stado uczniów otaczające ich tak jakby miało dojść do burdy. Sądząc po strojach to ich podopieczni gotowi do obrony swych mentorów.
-Jeżeli jeszcze raz usłyszę że ktoś z twoich kmiotków choć krzywo spojrzy na moich uczniów to zaleje mu płuca własną krwią i będę patrzeć jak kona.
- I ty masz zamiar mnie pouczać Sanga. Rzeźnik taki jak ty stał się obrońcą dzieci?!
-Nie ukrywam tego co zrobiłem w swoim życiu ale dla przypomnienia nie o tym rozmawiamy.
Z tej dwójki jestem w stanie stwierdzić że to Markus jest winny i to z całą pewnością. Oswald przebił się przez tłum z zamiarem interwencji.
-Czy coś się stało mistrzowie?
- Poza tym że ten śmieć nasyła swoje kundle na moich uczniów to wszystko w porządku.
-Starszy Sanga proszę powiedzieć na spokojnie.
-To ja tu jestem poszkodowany!
Przez chwile razem z Ferro obserwowałem jak nasz prawodawca próbuje rozwiązać problem. Jednakże obie strony konfliktu pozostały nieugięte w przekonaniu o braku winy. Szczerze współczuje mu pracy i konieczności użerania się z tyloma debilami.
- To może trochę potrwać Dun. Może lepiej chodźmy bez niego?
-To w sumie dobry pomysł, ruszajmy.
Teraz już tylko we dwójkę przedzieraliśmy się dalej przez tłum uczniów. Wszyscy byli mniejszymi lub większymi indywiduami. Jednakże moją uwagę przykuła ona...Dziewczyna o wyglądzie dziwnie znajomym a jednocześnie tak obcym jakbym widział ją po raz pierwszy. Nie dane mi było bliżej się jej przyjrzeć bo szybko zasłonił ją przesuwający się tłum. Razem z Ferro udałem się do jakiegoś dziwnego pomieszczenia wypełnionego runami na podłodze ułożonymi w krąg. Łatwo można stwierdzić że były to symbole teleportacji. W pomieszczeniu znajdowały się cztery kolumny i biurko na którym było pełno papierzysk i jakieś kamiennie.
-Witam was panowie!
Z za kolumny wyłonił się Stary mężczyzna ubrany w białą szatę i sandały. Miał siwe dredy i długą brodę prawie do brzucha. Twarz miał pomarszczoną z obszernym uśmiechem. Palił fajkę z której roztaczał się dziwny zapach.
-To nie jest tytoń Sento, prawda?
-Przecież tytoń jest niezdrowy Ferro dobrze o tym wiesz.
Miałem wrażenie że mnie tu póki co nie powinno być. Z drugiej strony w razie czego wiem do kogo się tu zgłosić gdybym chciał niecodziennego palenia.
-Tak w sumie to po co tu przyszliśmy?
-A no tak. Sento to jest Duncan nowy nabytek akademii.
-Jestem Sento stróż i opiekun portalu. Miło cię poznać, chcesz może zapalić?
-Innym razem.
Ten pan wywołał u mnie uśmiech i nadzieje na więcej ciekawych i przydatnych osób w tym miejscu.
-Moim zadaniem będzie ci dać kamień teleportacyjny, bo zasady posługiwania się i możliwe zagrożenia pewnie już znasz.
Moje oczy pokazały prawie że ogniki związane z tym że nie będę już musiał tak często chodzić. Wygoda jest rzeczą którą bardzo sobie cenię.
-Jako ciekawostkę powiem że dopiero teraz będziesz mógł podróżować po całej akademii.
-Sento pozwól że ja objaśnię mu resztę.
-Dobrze, idę coś zjeść.
I staruszek zniknął za drzwiami, przy okazji sprawił że zyskałem pewność w sprawie tego co pali.
-A więc ustawmy się w kręgu i potem przejdźmy do rzeczy.
Zrobiłem to czego chciał i teraz staliśmy w kręgu. Dopiero teraz widzę że on też ma taki kamień zawiązany na szyi.
-A teraz spróbujmy się przenieść do sali narad. Pomyśl o czymś co kojarzy ci się z takim miejscem.
Od razu chce żebyśmy się przenieśli do miejsca którego nie znam. Czyżby mnie sprawdzał? Nie rozczaruje się to mogę obiecać. Wyobrażam sobie miejsce gdzie kłuci się banda magów...Bardzo tępych magów. Kamienie i runy rozbłysły niebieskim światłem. I w mgnieniu oka znaleźliśmy się na wolnych fotelach w sali. W sali tej fotele były porozstawiane na około mapy naszego świata. Najwidoczniej pojawiliśmy się w odpowiedniej chwili gdyż sporo ludzi i ku mojemu zdziwieniu nieludzi też było tu zebranych. Ferro patrzył na mnie z połączeniem uśmiechu i zdziwienia.
-O co chodzi?
Zapytałem z prawie niewinnym uśmiechem.
-Powiem ci później bo chyba dzieje się coś ważnego.
Blady elf o długich blond włosach stał przy mapie i chyba szykował się do przekazania czegoś tu zgromadzonym.
- Wszyscy chyba już tu są.
Przejrzał całe pomieszczenie żeby upewnić się czy są już wszyscy których oczekiwał.
- Mistrzu Arlesie czemu nas tu zgromadziłeś?
Powiedział do niego ktoś ze zgromadzonych kogo akurat nie widziałem. Patrząc na twarz blondyna temat będzie nietypowy.
- Powodem zebrania was jest wojna. Nasi szpiedzy donoszą nam o ruchu armii cesarskiej...
-Jak przekroczą granicę to ich spalimy, nie widzę powodu żeby nas tu zbierać!
Wysoki mężczyzna o rudym irokezie siedzący z samego przodu przewał mu swoim wtrąceniem o obronności.
-Otóż to nie na nas ruszają. Ruszają na granicę z ZFDA. Uzbrojeni w nową broń prosto od inżynierów.
W tym momencie powaga opuściła wszystkich zgromadzone tu osoby i bardziej przypominało zgiełk karnawału ze względu na lekceważenie i wyśmiewające wiązanki pod względem tego który wezwał tu innych. Tak jakby zapomnieli że chodzi tu o wojnę między dwoma z czterech mocarstw tego świata. Zjednoczona Federacja Demokratyczna Ardeni zaatakowana przez Cesarstwo Segradu. Nawet ja wiem że to jest poważna sprawa i że nie powinniśmy tego lekceważyć. Postanowiłem się wypowiedzieć w tej sprawie.
-Nie powinniśmy ich ostrzec?
Rudy wytknął mnie palcem i...
-Mało kto się z tym zgodzi bo to nie nasza sprawa! Niech walczą a my obserwujmy bieg wydarzeń.
Tym razem zabrzmiały prawie że okrzyki pochwały względem tego gościa. Rozczarowany elf z założonymi rękami przemówił.
-Dziękuję zgromadzonym za przybycie, można się już rozejść.
Razem z moim kompanem wyszedłem na korytarz. Widziałem po nim że spędzimy tu trochę czasu na rozmowie bardziej logicznej niż to czego byliśmy świadkami przed chwilą.
- Pewnie masz sporo pytań ale ja zadam swoje jako pierwszy. Jak to zrobiłeś?
-Co zrobiłem?
-Nie udawaj że nie wiesz o co chodzi. Dobrze wiesz że przeniosłeś nas obu a nie tylko siebie i to do miejsca w którym nie byłeś.
-Taka klątwa, to u mnie wrodzone.
Patrzyłem na niego jakbym powiedział coś oczywistego. W sumie to było i to aż za bardzo. Jego twarz przybrała wyraz rezygnacji i po chwili widziałem że uznał moją racje bez słów.
-Czyli teraz moja kolej. Posrało ich oraz czemu w szkole podejmuje się te decyzje?
-Akademia jest jednym z najważniejszych miejsc w naszym kraju i werdykt jest zbiorowy.
-Dobrze, to jest dziwne ale warto wiedzieć. Powiesz coś na moje pierwsze pytanie?
-Oni są tacy od zawsze, wolą badać i patrzeć niż przejść do działania.
-Wolą na zimno patrzeć na to co się dzieje?
-Tak i nikt z nas nie ma prawa powiadomić Federacji o tym co się dzieje.
-Wiesz co? Muszę coś zrobić.
odsunąłem się do niego i pomyślałem o domu. Po mrugnięciu przede mną ukazał się zrujnowany dworek z mojego dzieciństwa. To tu zaczęło się moje życie i to tu zostało zrujnowane. Pędem udałem się do miejsca które kiedyś było salonem z mojej przeszłości. Wole odpocząć tutaj, przynajmniej mam pewność że nikt nie wbije mi noża w plecy.
Ferro momentalnie się uśmiechnął uwydatniając sporą bliznę przechodzącą mu przez usta której wcześniej nie widziałem. Z oklei Oswald przybrał normalny dla siebie stoicki wyraz twarzy. W sumie żaden inny by do niego nie pasował.
-Czyli dokąd się udajemy panowie?
-Do pana Oktawa szanowny Duncanie.
-Oswaldzie czy ty zawsze musisz mieć taki kołek w dupie?
-Zgłoszę te zniewagę do rady prawodawczej. Mam dosyć.
-Ale ja tylko mówię prawdę o tym że nie umiesz choć na chwilę się rozluźnić.
-Nie zapomnieliście o czymś?
Posłałem im spojrzenie mówiące że moja cierpliwość ma swoje granicę i że oni nie chcą jej przekraczać.
-Może lepiej już pójdziemy co wy na to?
- Przełóżmy to na kiedy indziej Os. Co ty na to?
-Zgadzam się ale nie mów tak do mnie.
W ciszy udałem się za nimi. Szczerze wolałem te grobową atmosferę niż waśń tych dwóch. Ferro co jakiś czas posyłał przepraszające spojrzenie. Jego twarz była dobra do pokazywania emocji mimo tej szramy i wiecznego kawałka metalu. Po tym policzku który jest odsłonięty widać że ma widoczne kości. Z drugiej strony mam wrażenie że dba o siebie bardziej niż Os. Po takowym widać że jest grubo po pięćdziesiątce i ma sporo zmarszczek. Te korytarze za każdym razem są tak samo nienaturalnie długie ale oni chyba przywykli. Przed nami rozbrzmiał jakiś podejrzany rumor i wszyscy jak na zawołanie przyśpieszyliśmy kroku. Zobaczyliśmy naszego niezbyt czcigodnego znajomego od demonów wraz z człowiekiem o urodzie zwłok. Człowiek ten był elegancko ubrany w garnitur i szary płaszcz. Poza tym miał przy pasie szpadę oraz chodził o kulach. To wszystko oraz to że miał brązowe włosy i brodę z siwymi odrostami było tą normalną częścią jego. Liczne blizny, szramy, dziury a nawet widoczne kości gdzieniegdzie tworzyło mroczną kombinacje. Co więcej poza nimi było tam stado uczniów otaczające ich tak jakby miało dojść do burdy. Sądząc po strojach to ich podopieczni gotowi do obrony swych mentorów.
-Jeżeli jeszcze raz usłyszę że ktoś z twoich kmiotków choć krzywo spojrzy na moich uczniów to zaleje mu płuca własną krwią i będę patrzeć jak kona.
- I ty masz zamiar mnie pouczać Sanga. Rzeźnik taki jak ty stał się obrońcą dzieci?!
-Nie ukrywam tego co zrobiłem w swoim życiu ale dla przypomnienia nie o tym rozmawiamy.
Z tej dwójki jestem w stanie stwierdzić że to Markus jest winny i to z całą pewnością. Oswald przebił się przez tłum z zamiarem interwencji.
-Czy coś się stało mistrzowie?
- Poza tym że ten śmieć nasyła swoje kundle na moich uczniów to wszystko w porządku.
-Starszy Sanga proszę powiedzieć na spokojnie.
-To ja tu jestem poszkodowany!
Przez chwile razem z Ferro obserwowałem jak nasz prawodawca próbuje rozwiązać problem. Jednakże obie strony konfliktu pozostały nieugięte w przekonaniu o braku winy. Szczerze współczuje mu pracy i konieczności użerania się z tyloma debilami.
- To może trochę potrwać Dun. Może lepiej chodźmy bez niego?
-To w sumie dobry pomysł, ruszajmy.
Teraz już tylko we dwójkę przedzieraliśmy się dalej przez tłum uczniów. Wszyscy byli mniejszymi lub większymi indywiduami. Jednakże moją uwagę przykuła ona...Dziewczyna o wyglądzie dziwnie znajomym a jednocześnie tak obcym jakbym widział ją po raz pierwszy. Nie dane mi było bliżej się jej przyjrzeć bo szybko zasłonił ją przesuwający się tłum. Razem z Ferro udałem się do jakiegoś dziwnego pomieszczenia wypełnionego runami na podłodze ułożonymi w krąg. Łatwo można stwierdzić że były to symbole teleportacji. W pomieszczeniu znajdowały się cztery kolumny i biurko na którym było pełno papierzysk i jakieś kamiennie.
-Witam was panowie!
Z za kolumny wyłonił się Stary mężczyzna ubrany w białą szatę i sandały. Miał siwe dredy i długą brodę prawie do brzucha. Twarz miał pomarszczoną z obszernym uśmiechem. Palił fajkę z której roztaczał się dziwny zapach.
-To nie jest tytoń Sento, prawda?
-Przecież tytoń jest niezdrowy Ferro dobrze o tym wiesz.
Miałem wrażenie że mnie tu póki co nie powinno być. Z drugiej strony w razie czego wiem do kogo się tu zgłosić gdybym chciał niecodziennego palenia.
-Tak w sumie to po co tu przyszliśmy?
-A no tak. Sento to jest Duncan nowy nabytek akademii.
-Jestem Sento stróż i opiekun portalu. Miło cię poznać, chcesz może zapalić?
-Innym razem.
Ten pan wywołał u mnie uśmiech i nadzieje na więcej ciekawych i przydatnych osób w tym miejscu.
-Moim zadaniem będzie ci dać kamień teleportacyjny, bo zasady posługiwania się i możliwe zagrożenia pewnie już znasz.
Moje oczy pokazały prawie że ogniki związane z tym że nie będę już musiał tak często chodzić. Wygoda jest rzeczą którą bardzo sobie cenię.
-Jako ciekawostkę powiem że dopiero teraz będziesz mógł podróżować po całej akademii.
-Sento pozwól że ja objaśnię mu resztę.
-Dobrze, idę coś zjeść.
I staruszek zniknął za drzwiami, przy okazji sprawił że zyskałem pewność w sprawie tego co pali.
-A więc ustawmy się w kręgu i potem przejdźmy do rzeczy.
Zrobiłem to czego chciał i teraz staliśmy w kręgu. Dopiero teraz widzę że on też ma taki kamień zawiązany na szyi.
-A teraz spróbujmy się przenieść do sali narad. Pomyśl o czymś co kojarzy ci się z takim miejscem.
Od razu chce żebyśmy się przenieśli do miejsca którego nie znam. Czyżby mnie sprawdzał? Nie rozczaruje się to mogę obiecać. Wyobrażam sobie miejsce gdzie kłuci się banda magów...Bardzo tępych magów. Kamienie i runy rozbłysły niebieskim światłem. I w mgnieniu oka znaleźliśmy się na wolnych fotelach w sali. W sali tej fotele były porozstawiane na około mapy naszego świata. Najwidoczniej pojawiliśmy się w odpowiedniej chwili gdyż sporo ludzi i ku mojemu zdziwieniu nieludzi też było tu zebranych. Ferro patrzył na mnie z połączeniem uśmiechu i zdziwienia.
-O co chodzi?
Zapytałem z prawie niewinnym uśmiechem.
-Powiem ci później bo chyba dzieje się coś ważnego.
Blady elf o długich blond włosach stał przy mapie i chyba szykował się do przekazania czegoś tu zgromadzonym.
- Wszyscy chyba już tu są.
Przejrzał całe pomieszczenie żeby upewnić się czy są już wszyscy których oczekiwał.
- Mistrzu Arlesie czemu nas tu zgromadziłeś?
Powiedział do niego ktoś ze zgromadzonych kogo akurat nie widziałem. Patrząc na twarz blondyna temat będzie nietypowy.
- Powodem zebrania was jest wojna. Nasi szpiedzy donoszą nam o ruchu armii cesarskiej...
-Jak przekroczą granicę to ich spalimy, nie widzę powodu żeby nas tu zbierać!
Wysoki mężczyzna o rudym irokezie siedzący z samego przodu przewał mu swoim wtrąceniem o obronności.
-Otóż to nie na nas ruszają. Ruszają na granicę z ZFDA. Uzbrojeni w nową broń prosto od inżynierów.
W tym momencie powaga opuściła wszystkich zgromadzone tu osoby i bardziej przypominało zgiełk karnawału ze względu na lekceważenie i wyśmiewające wiązanki pod względem tego który wezwał tu innych. Tak jakby zapomnieli że chodzi tu o wojnę między dwoma z czterech mocarstw tego świata. Zjednoczona Federacja Demokratyczna Ardeni zaatakowana przez Cesarstwo Segradu. Nawet ja wiem że to jest poważna sprawa i że nie powinniśmy tego lekceważyć. Postanowiłem się wypowiedzieć w tej sprawie.
-Nie powinniśmy ich ostrzec?
Rudy wytknął mnie palcem i...
-Mało kto się z tym zgodzi bo to nie nasza sprawa! Niech walczą a my obserwujmy bieg wydarzeń.
Tym razem zabrzmiały prawie że okrzyki pochwały względem tego gościa. Rozczarowany elf z założonymi rękami przemówił.
-Dziękuję zgromadzonym za przybycie, można się już rozejść.
Razem z moim kompanem wyszedłem na korytarz. Widziałem po nim że spędzimy tu trochę czasu na rozmowie bardziej logicznej niż to czego byliśmy świadkami przed chwilą.
- Pewnie masz sporo pytań ale ja zadam swoje jako pierwszy. Jak to zrobiłeś?
-Co zrobiłem?
-Nie udawaj że nie wiesz o co chodzi. Dobrze wiesz że przeniosłeś nas obu a nie tylko siebie i to do miejsca w którym nie byłeś.
-Taka klątwa, to u mnie wrodzone.
Patrzyłem na niego jakbym powiedział coś oczywistego. W sumie to było i to aż za bardzo. Jego twarz przybrała wyraz rezygnacji i po chwili widziałem że uznał moją racje bez słów.
-Czyli teraz moja kolej. Posrało ich oraz czemu w szkole podejmuje się te decyzje?
-Akademia jest jednym z najważniejszych miejsc w naszym kraju i werdykt jest zbiorowy.
-Dobrze, to jest dziwne ale warto wiedzieć. Powiesz coś na moje pierwsze pytanie?
-Oni są tacy od zawsze, wolą badać i patrzeć niż przejść do działania.
-Wolą na zimno patrzeć na to co się dzieje?
-Tak i nikt z nas nie ma prawa powiadomić Federacji o tym co się dzieje.
-Wiesz co? Muszę coś zrobić.
odsunąłem się do niego i pomyślałem o domu. Po mrugnięciu przede mną ukazał się zrujnowany dworek z mojego dzieciństwa. To tu zaczęło się moje życie i to tu zostało zrujnowane. Pędem udałem się do miejsca które kiedyś było salonem z mojej przeszłości. Wole odpocząć tutaj, przynajmniej mam pewność że nikt nie wbije mi noża w plecy.
Komentarze
Prześlij komentarz