Ship Time! cz.1 Kapi x Krzesąd "Chodźmy do lasu"!

Oto pierwsza karta mojej prywatnej mini serii Ship Time! Historie z tego ciągu są  niekanoniczne i niekoniecznie powiązane nawet między sobą. Także historie z powtarzającymi się postaciami niekoniecznie będą kontynuacją Ship Time! Na początek historie w domyśle będą miały po jednej części ale nie wykluczam kontynuowania. Do przeczytania ludzie i nie tylko!

***
Okazuje się że płacz przed snem nie był za dobrym pomysłem...Ledwo widzę jeśli mam być szczery. Co się z tobą stało Kapi? To fakt nigdy nie byłeś zbyt odważny ale teraz przechodzisz sam siebie. Cała noc łkania i paniki! Z jakiego powodu? Żartu jakiejś tam grupy artystów. W sumie nawet nie dowiedziałem się jak się nazywają. Nie powinno mnie to za bardzo obchodzić...Chociaż straszenie ludzi ich największym lękiem w ramach pokazu to ciekawa strategia. Cholernie amoralna i pozornie zbędna jednak interesująca. I tak planuje spędzić ten dzień,  w łóżku i bez celu. To wywołało u mnie uśmiech litości dla samego siebie. Czy ja zasługuje na własną litość? Albo kogokolwiek? Na swój sposób to musi być moja wina...Nie bez powodu zostałem celem mordercy! W tym musi być jakiś sens...Wszystko przecież jakiś ma. Moje rozmyślanie przerwał dźwięk uderzenia w okno! Ptak czy kamień? Po tym pytaniu w głowię zabrzmiało kolejne. I zanim wstałem, jeszcze jedno. Nim zabrzmiało kolejne zdążyłem podejść. Po otwarciu okna musiałem zrobić unik! Obrócenia ciała o jakieś sto osiemdziesiąt stopni uratowało moją i tak nadszarpniętą twarz. Po chwili w znowu spojrzałem w kierunek z którego nadleciał we mnie pocisk natury i zobaczyłem jego. Krzesąd siedział na płocie i bił mi udawane brawo pozbawione dźwięku. 
-Zaczyna ci się poprawiać refleks. 
-Prędzej paranoja. Czego chcesz?
Szczerze wiem że to głupie, się na niego złościć ale jakoś jego widok teraz wyprowadza mnie z równowagi. 
-Poprzeszkadzać ci w użalaniu się nad sobą i spędzić razem trochę czasu.
Jak na niego zabrzmiało to dość nietypowo...Plus to było stwierdzenie, prawda? Zresztą proponowanie coś mi do niego nie pasuje. 
-Także ubierz coś i chodź tu, wasz płot jest średnio wygodny. 
-Bo nie miał być i zaraz będę gotów...
Tym sposobem jak zawsze zrobiłem to czego on chciał. Czasami zastanawia mnie to jak uległy jestem w stosunku do niego...To musi być wina tego jak silny ma charakter w porównaniu do mnie. Gdyby był homo i zainteresowany...O czym ty myślisz? Patrząc na to że jestem otwartą księgą takie myśli nie są czymś bezpiecznym. Chociaż przyjemnie byłoby mieć kogoś na swego rodzaju własność...Nie to złe określenie, raczej osobę z którą można dzielić niezwykłą bliskość. Te rozmyślania odwróciły moją uwagę na tyle że nie zadręczałem się swoim obiciem w lustrze. Które w sumie chętnie zdjąłbym ze ściany i wyrzucił jak najdalej, jednakże znam możliwe konsekwencje. No nic, odziany w standardową czarną bluzę z kapturem, ciemne dżinsy i tej samej barwy trapery ruszyłem do drzwi. Kiedy je otworzyłem on już tam stał ubrany w swój typowy strój mówiący "jestem leśnym chłopcem".
-Zdajesz sobie sprawę z istnienia kolorów prawda?
-Tak, lecz wolę ich unikać na sobie.
Próbuje być podobnie stanowczy jak on. Ciekawe który z nas zirytuje się jako pierwszy. 
-Jeszcze kiedyś dodamy ci koloru, a teraz chodźmy, chce zacząć moje plany.
Po tym stało się coś czego na pewno się nie spodziewałem. Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w tylko jemu znanym kierunku...
- A dokąd idziemy?
-Do lasu.
Co? Do lasu gdzie nasza możliwa długość życia to kilka sekund? 
-Nie bój się, jestem z tobą a poza tym dziś nie ma mgły.
Tak, ma racje dzisiejszy dzień jest stosunkowo mało paskudny. Nie ma mgły i jest dość słonecznie. Czyli może będzie bezpiecznie...Jako że mieszkam na jednych z obrzeży miasta dość szybko chodnik zamienił się w udeptaną ścieżkę która zresztą też niebawem zniknęła. Niebo zaś zostało lekko zasłonięte koronami drzew. Kierowaliśmy się jeszcze trochę dalej aż dotarliśmy do dębu który wyróżniał się swoimi gabarytami. Widać było że jest to wiekowe drzew, co więcej było widocznie oddalone od innych roślin tego typu...Jakby pożądało chwili samotności. Zaś pod drzewem coś już na nas czekało. Sporych rozmiarów wiklinowy kosz. Krzesąd zaś skierował się w jego stronę i wyciągnął z niego koc. Następnie rozłożył go starannie na trawie. Chociaż on wszystko robił z taką starannością, pamiętam po tym jak musiał się mną opiekować. No nie musiał a chciał. Kiedy ja tak stałem on połowicznie się tam położył i oparł o drzewo...Potem wykonał w sumie normalny gest pokazując żebym usiadł obok. A ja nie rozumiejąc samego siebie poczułem jak moje poliki zaczynają płonąć. Szybko ułożyłem się obok niego mając nadzieje że umknął mu ten moment. Była to pewnie niespełnione pragnienie ale ku mojej radości nie skomentował tego. Zamiast tego położył głowę na moim ramieniu.
-Pewnie wiesz że mam ci coś do powiedzenia.
-Hmm
Tak bardzo mądrze Kapi, ty szczególny intelektualisto który tyle dodaje do dialogu. Oczywistym jest o co mu chodzi a ty dalej potrafisz psuć taki moment. 
-Czyli tym razem to ja byłem jasnowidzem. 
Krzesąd zerwał się lekko i spojrzał na mnie jakby zdziwiony. Jednak taki rodzaj emocji w ogóle do niego nie pasował i sprawiał że wygląda na bezbronnego. Zachęciło mnie to dalszego rozbrajania jego osoby. Zamknąłem oczy i rozpocząłem pocałunek...Nie mam w tym żadnej wprawy co pewnie dało mu się odczuć...Mimo początkowego bezruchu drugiej strony szybko otrzeźwiał i wywalczył sobie dominacje. Następnie poczułem jego rękę z tyłu głowy, później przesunął mnie lekko tak żebym leżał na plecach. w przerwie od pocałunków czułem jego oddech na karku...Opierał się rękoma między którymi znajdowała się teraz moja głowa...W tym momencie to on stał się moim światem...

...
Mam nadzieję że się wam podobało. *^* Po napisaniu tego jestem zdecydowany na kolejną część tej niekanonicznej przygody.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kącik pseudo-poetycki cz.1

Caedes cz.1 Koniec nudy

Również Caedes cz.15 Karnawał w krzywym zwierciadle z tym że w wydaniu dla Wici