Ship Time! cz.3 Kapi x Doktor "Kotek w piwnicy"

 Witam was naoczni świadkowie! Przed rozpoczęciem pragnę wspomnieć o różnicy między kanonem a tą historią. Otóż normalnie maska doktorka zasłania całą twarz a w tej historii pokrywa tylko górną część także usta ma odsłonięte. I jak zawsze ta mała opowieść nie jest kanoniczna.

 ***
 Zdarzyło się wam kiedyś że jeden, jeden cholerny błąd zadecydował o waszym życiu? Zrobił wielką wyrwa w waszej duszy już na wieki? Ja sądziłem że mimo całego zła jakie mnie spotkało uniknę tak wielkiej krzywdy. Niestety i tu się pomyliłem co przypieczętowało mój los. Otóż mimo wiadomego niebezpieczeństwa po dłuższym czasie spędzonym u Adiego postanowiłem wrócić do domu...Kiedy było ciemno a morderca szalał na wolności. Kacprze muszę przyznać sam sobie jesteś debilem. Noc nie jest twoim przyjacielem i dobrze o tym wiesz więc co robisz? Mając wybór miedzy kiepsko oświetloną długą drogą a krótszym przejściem bocznymi uliczkami kompletnie jasności pozbawionych. No więc co wybrałem? Otóż w swej bezmyślności wykazując się chęcią walki z własnym skrzywieniem psychicznym wybrałem opcje numer dwa. I nawet bez problemu udało mi się przejść dość spory dystans. Skoro Adi mieszka na jednym końcu miasta a ja jestem już w centrum. Gdzie najwidoczniej jest awaria bo tu również nie ma za bardzo świateł...Ostatnie co pamiętam to rwący ból głowy, zostałem ogłuszony...Obudziłem się w małym pomieszczeniu z cegły które nie posiadało okien. Za światło służyła żarówka zwisająca a poza tym było tu kilka krzeseł i stolik pod źródłem jasności. Ja z kolei byłem na łóżku z zaskakująco miękkim materacem. Niepokojący był fakt że miałem na sobie tylko koszulę i bokserki...Poza tym z pomieszczenia prowadziły schody w górę czyli to pewnie piwnica...Ostatnie co się tu jakoś wyróżniało to zdjęcia ozdabiające ścianę na krańcu pomieszczenia na przeciwko mnie...Były różnych rozmiarów i z takiej odległości mogło mi się tylko coś wydawać ale dałbym sobie głowę uciąć że to ja na nich byłem. Próbowałem się poruszyć no wiadomo wstać czy coś...Okazało się to jednak niemożliwe. Po pierwsze moje ciało było niezwykle ociężałe jakby zbyt wiotkie żeby coś z nim zrobić. Zaś po drugie kiedy w końcu udało mi się jakoś poruszyć ręką okazał się że jestem przykuty do ramy łóżka. Teraz zaczęła do mnie dochodzić mroczna prawda...W sensie od początku łatwo stwierdziłem że coś jest nie tak a teraz jestem całkowicie na łasce jakiegoś popaprańca który mnie przykuł. A przede wszystkim uprowadził mnie do miejsca które wygląda jak piwnica szaleńca. Pewnie nią jest a moje bezwładne ciało zaczął ogarniać lęk i poczucie bezradności. Podsumowując nie miałem jak uciec i mogłem tylko czekać na to co ma się zdarzyć. Nie minęło dużo czasu aż w końcu usłyszałem makabryczne skrzypienie ciężkich drzwi oraz kroków...Pod którymi stopnie schodów chyba się uginały. Ewentualnie to strach tak na mnie działał i dźwięczało tak w mojej głowie. Poniekąd pragnąłem zamknąć oczy i czekać aż się obudzę z tego koszmaru. Jednak czułem że to nie sen i że muszę stawić czoła porywaczowi na tyle na ile to w ogóle możliwe. Chyba umyślnie szedł tu tak wolno żeby zbudować napięcie. Inaczej nie umiem sobie wyjaśnić jak przechodził tak wolno przez nie duże pomieszczenie. Kiedy w końcu go zobaczyłem...To był moment kiedy wiedziałem że już po mnie...To znowu on, cholerny morderca w masce ptaka...Tylko teraz jest ubrany mniej klimatycznie...W sumie ma tylko maskę a reszta stroju to ubranko typowego porządnego mieszkańca...Dosłownie to koszula za swetrem i spodnie garniturowe. Heh czyli to może jednak nie on i jest to jakiś niezwykle chory żart Vina i Bladego. Czemu ich? Vin pewnie dałby radę załatwić coś co ogłupiło moje ciało. Jeśli chodzi o Bladego to tak wyglądało jedno z moich wyobrażeń o tym jak mogłaby wyglądać jego piwnica.
-Jak się ma mój kotek?
Ten głos...rozwiał wszelkie nadzieje. To jednak był on i...nawał mnie kotkiem? Chyba jednak wolałem jak mi groził czy coś...Nie czekał na moją odpowiedź i położył swoją dłoń na mojej twarzy.
-Nadal naćpany? To dobrze, chciałem mieć pewność że nie będziesz się za bardzo rzucał z początku.
-Zabijesz mnie prawda?
-Być może, jeszcze nie wiem...Na razie będę delektował się chwilą.W końcu jesteś na moje łasce.
Brzmi dużo bardziej perwersyjnie i niepokojąco niż wcześniej...Szczególnie że byłem niezwykle bezbronny i wyeksponowany. On nie marnując czasu zsunął rękę na mój podbródek chcąc zablokować mi możliwość ruszania twarzą. Pochylił się nade mną częściowo opierając się nogą o łóżko...I polizał moje oblicze a konkretnie przejechał swoim jęzorem po takowym...Z każdą chwilą robiło się coraz dziwniej. Następnie zbliżył się do mojego ucha i zaczął je pieścić ustami.
- Taki słodki i tylko mój...już na zawsze.
Jego szept w moim uchu wywołał u mnie jednocześnie rumieńce i obrzydzenie. Z dobrych wiadomości za to chyba zaczynam odzyskiwać władze w ciele...A to pierwszy krok w drodze do ucieczki. On za to usadowił się teraz między moimi nogami. Wbił się paznokciami w moją klatkę piersiową...Syknąłem ale szybko zacisnąłem zęby, nie mam zamiaru dać mu tej satysfakcji. Zaczął przejeżdżać ręką coraz niżej tworząc dłuższy czerwony szlak bo po moim brzuchu...
-Milczysz? Oj nie ładnie, liczyłem na twoją pieśń bólu...Będę musiał cię ukarać.
Po tych słowach jego dłonie zjechały do moich bokserek! Czy on? Miał zamiar zrobić to o czym myślę?!
- Zapewniam że teraz krzyki rozedrą ci gardło...Nie mogę się doczekać twojej chrypki.
Przy tych słowach zaczął oblizywać a moja bielizna zaczęła zjeżdżać coraz niżej po mich nogach.
Chodzi mu o zwierzęcą dominację czyli...Mogę się chyba jeszcze uratować!
-Nie! Proszę nie, będę już grzeczny!
Zatrzymał się i zaczął tryumfalnie szczerzyć. Ja zaś starałem się zasłonić wolną ręką.
-Moja kicia będzie grzeczna? To świetnie chociaż liczyłem na chwilę tresury...Na początek przestań się zasłaniać.
Nie chce tego jednak nie mam zbyt wielkiego wyboru...Z dwojga złego wolę być posłuszny niż...No wiadomo co.
-No i widzisz nie ma się czego martwić szczególnie że nie masz tu zbyt wiele.
On naprawdę to powiedział! I się przy tym uśmiecha do cholery...
-Nie odpowiesz mi? Nie odszczekasz? Dobry chłopiec.
Jego ręka powoli skierowała się w kierunku kieszeni spodni. Jak na razie nie dane mi zobaczyć co to było bo chował to w pięści ale przerażało mnie to jak wszystko w jego osobie.
-Chciałem ci do dać nieco później lecz twoja uległość mnie urzekła. unieś no główkę.
Posłuchałem go a on zbliżył się do mojej szyi. I założył mi to co miał w dłoni...A ja potrafiłem już wtedy stwierdzić co to. Obroża, przeklęta obroża! On jest poważny z tymi swoimi zwierzęcymi wstawkami.
-Mam nadzieję że ci się podoba, pasuje ci do włosów. A teraz na czym skończyliśmy?
Zaraz zaraz co?! W następnej chwili moja bielizna poleciała gdzieś na podłogę a moje ciało przerzucone na plecy...Jednocześnie przy tym wkręcając mi skutą rękę powodując jęk bólu.
- Naprawdę myślałeś że ci daruje?!  Za to mogę obiecać jak już skończę to będziesz mruczał o więcej!

***
Co nie że to bardzo chamski moment na zakończenie historii? Byłbym podobnego zdania gdybym był czytelnikiem także być może będzie kontynuowane! :> do przeczytania później!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kącik pseudo-poetycki cz.1

Caedes cz.1 Koniec nudy

Również Caedes cz.15 Karnawał w krzywym zwierciadle z tym że w wydaniu dla Wici