Sanguis cz.1 Pierwsza krew
Nie należę do ludzi wychodzących w daleką przeszłość ale nie sądziłem że spotka mnie coś takiego...Wykrwawianie się w klubowej toalecie, nie ma co, nieźle skończyłem zanim się zacząłem...Jeżeli przeżyje zacznę chodzić do kościoła, wysłuchaj mnie ten jeden raz proszę. I jakby odpowiedź na moją prośbę ktoś w końcu tu wszedł. Pamiętam go, to właściciel lokalu.
-Pomocy...
Spojrzał na mnie jak gdyby nigdy nic lekko się szczerząc z grymasem niezadowolenia.
-Ile razy mam powtarzać tym okultystycznym pizdom żeby nie patroszyli mi klientów?! Wiesz to zabija interes.
Powtarzać? Czyli nie tylko mnie ktoś pokroił i niby nikt nic z tym nie zrobił?
-A teraz jeżeli nie masz nic przeciwko to się poczęstuje.
-Co kurwa?
Nie odpowiadając schylił się nade mną i wbił rękę w ranę na moim brzuchu! Nie sądziłem że miałem jeszcze siły na krzyk jaki z siebie wydałem. Po wyjęciu ze mnie ręki zaczął zlizywać z niej szkarłat a w jego spojrzeniu pojawiło się zdziwienie.
-to co przynoszą zwykle smakują jak tanie piwo a tu proszę rozlali pierdolone brendy.
Boże czemu mi to robisz żeby akurat przyszedł tu cholerny kanibal! Czym ci zawiniłem? Gorzej że zaczęło mi się robić ciemno przed oczyma to znaczy że chyba już na mnie pora...
-Ej nie opływaj, chcesz żyć co nie?
Już tylko kiwnąłem głową, nie mam już sił. Nieźle mnie poranili a on rozerwał mi brzuch.
-Chyba nie mogę liczyć na paniczne błaganie o ratunek, szkoda.
Nagle...zamurowało mnie! Ten facet ma kły! Nie zauważyłem ich czy są wysuwane czy jak?! Normalnie odsunąłbym się ale teraz nawet bym nie wstał a nawet jeżeli to pośliznąłbym się na tej kałuży krwi. Nie znam jego zamiarów ale spojrzał na mnie tymi szarymi oczami. Utrzymywanie z nim kontaktu wzrokowego nie jest takie proste. Kręci mi się w głowie nawet ja staram się nie ruszać.
-Czy w zamian za życie jesteś wstanie przysiąc mi wieczną służbę?
-Tak.
-Wyrzekasz się słońca i wiecznego zbawienia w imieniu przetrwania?
-...Tak.
-Rezygnujesz z człowieczeństwa i reszty społeczeństwa?
Nie rozumiem co tu się dzieje ani kim właściwie jest ten typ. Bo to nie jest zwykły właściciel lokalu.
Nagle złapał mnie za policzek kalecząc mi skórę paznokciami. O ile można je jeszcze tak nazwać.
-Odpowiedz mi chłopcze.
-Dobra, zgadzam się.
Nie ufam mu ale nie chce umierać, na pewno nie w klubowej toalecie.
-Liczyłem na większy entuzjazm ale może być.
Po czym wgryzł się w rękę chyba nawet pozbawiając się przy tym jej kawałka. Zaraz chyba zwymiotuję...w końcu podłoga i tak jest już brudna. Ten świr powoli przystawia mi do twarzy swoje krwawiące przedramię.
-Ssij jeżeli chcesz przeżyć.
Chyba nie mam wyboru, HIV już mi w sumie nie straszny...Po chwili zabrał swoją rękę i położył mi dłoń na głowie. Jego oczy w ułamku sekundy straciły kolor i zalała je biała niczym mleko mgła. Ale przy tym nie mogłem przestać utrzymywać z nimi kontaktu. W jednej chwili mnie ogołocił, ze skóry, mięsa i kości tak że została mi sama dusza.
-...A teraz, śpij chłopcze.
Nie wiem czy on to powiedział, czy już po prostu czułem co ma mi do powiedzenie. Te słowa były jak kotwica, zaciągnęły mnie na samo dno morza snów...Po przebudzeniu nastało moje przerażenie. Zacząłem macać się po ciele i na szczęście już nie wyglądało jak po przegranej bójce z małym niedźwiedziem. Czyli ja...żyję? Nie...nie żyje! Moje serce, nie czuje go! Co tu się dzieje?!
Poczułem jak ktoś głaszcze mnie od tyłu po głowie. Prawie mimowolnie odskoczyłem.
-Nie panikuj kochanieńki.
Ujrzałem pulchną kobietę w kwiatowej bluzce, dżinsach oraz pantoflach... Barmanka z tego cholernego klubu! Niziutka, mająca piwne oczy emanujące spojrzeniem pełnym miłości, małym nosem i dość sporymi ustami przy których zebrały się zmarszczki od uśmiechania. Z jej głowy opadały brązowe włosy zaczesane na tył, sięgające jej do ramion. Dopiero teraz zauważyłem, że była blada, jakby chora.
-Uspokój się to wszystko ci wytłumaczę, dobrze skarbie?
-No ok.
Spoglądałem na nią niepewnie, w sumie nie mam wyboru. To najlepszy sposób żeby dowiedzieć się czemu żyje choć tak nie całkiem. Zresztą jest w niej coś takiego, że chce jej zaufać. Plus źli ludzie nie noszą ubrań w kwiatki.
-Pierwsze pytanie, tak właściwie to żyje?
-to co przynoszą zwykle smakują jak tanie piwo a tu proszę rozlali pierdolone brendy.
Boże czemu mi to robisz żeby akurat przyszedł tu cholerny kanibal! Czym ci zawiniłem? Gorzej że zaczęło mi się robić ciemno przed oczyma to znaczy że chyba już na mnie pora...
-Ej nie opływaj, chcesz żyć co nie?
Już tylko kiwnąłem głową, nie mam już sił. Nieźle mnie poranili a on rozerwał mi brzuch.
-Chyba nie mogę liczyć na paniczne błaganie o ratunek, szkoda.
Nagle...zamurowało mnie! Ten facet ma kły! Nie zauważyłem ich czy są wysuwane czy jak?! Normalnie odsunąłbym się ale teraz nawet bym nie wstał a nawet jeżeli to pośliznąłbym się na tej kałuży krwi. Nie znam jego zamiarów ale spojrzał na mnie tymi szarymi oczami. Utrzymywanie z nim kontaktu wzrokowego nie jest takie proste. Kręci mi się w głowie nawet ja staram się nie ruszać.
-Czy w zamian za życie jesteś wstanie przysiąc mi wieczną służbę?
-Tak.
-Wyrzekasz się słońca i wiecznego zbawienia w imieniu przetrwania?
-...Tak.
-Rezygnujesz z człowieczeństwa i reszty społeczeństwa?
Nie rozumiem co tu się dzieje ani kim właściwie jest ten typ. Bo to nie jest zwykły właściciel lokalu.
Nagle złapał mnie za policzek kalecząc mi skórę paznokciami. O ile można je jeszcze tak nazwać.
-Odpowiedz mi chłopcze.
-Dobra, zgadzam się.
Nie ufam mu ale nie chce umierać, na pewno nie w klubowej toalecie.
-Liczyłem na większy entuzjazm ale może być.
Po czym wgryzł się w rękę chyba nawet pozbawiając się przy tym jej kawałka. Zaraz chyba zwymiotuję...w końcu podłoga i tak jest już brudna. Ten świr powoli przystawia mi do twarzy swoje krwawiące przedramię.
-Ssij jeżeli chcesz przeżyć.
Chyba nie mam wyboru, HIV już mi w sumie nie straszny...Po chwili zabrał swoją rękę i położył mi dłoń na głowie. Jego oczy w ułamku sekundy straciły kolor i zalała je biała niczym mleko mgła. Ale przy tym nie mogłem przestać utrzymywać z nimi kontaktu. W jednej chwili mnie ogołocił, ze skóry, mięsa i kości tak że została mi sama dusza.
-...A teraz, śpij chłopcze.
Nie wiem czy on to powiedział, czy już po prostu czułem co ma mi do powiedzenie. Te słowa były jak kotwica, zaciągnęły mnie na samo dno morza snów...Po przebudzeniu nastało moje przerażenie. Zacząłem macać się po ciele i na szczęście już nie wyglądało jak po przegranej bójce z małym niedźwiedziem. Czyli ja...żyję? Nie...nie żyje! Moje serce, nie czuje go! Co tu się dzieje?!
Poczułem jak ktoś głaszcze mnie od tyłu po głowie. Prawie mimowolnie odskoczyłem.
-Nie panikuj kochanieńki.
Ujrzałem pulchną kobietę w kwiatowej bluzce, dżinsach oraz pantoflach... Barmanka z tego cholernego klubu! Niziutka, mająca piwne oczy emanujące spojrzeniem pełnym miłości, małym nosem i dość sporymi ustami przy których zebrały się zmarszczki od uśmiechania. Z jej głowy opadały brązowe włosy zaczesane na tył, sięgające jej do ramion. Dopiero teraz zauważyłem, że była blada, jakby chora.
-Uspokój się to wszystko ci wytłumaczę, dobrze skarbie?
-No ok.
Spoglądałem na nią niepewnie, w sumie nie mam wyboru. To najlepszy sposób żeby dowiedzieć się czemu żyje choć tak nie całkiem. Zresztą jest w niej coś takiego, że chce jej zaufać. Plus źli ludzie nie noszą ubrań w kwiatki.
-Pierwsze pytanie, tak właściwie to żyje?
-Zależy jak na to patrzysz ale ruszasz się i mówisz a to że nie oddychasz to inna sprawa.
-A te dwie rzeczy zazwyczaj nie idą w parzę?
-Nie zawsze, szczególnie że już nie jesteś człowiekiem.
Patrzę na nią jak na idiotkę ale czuje że mówi prawdę.
-A więc czym jestem?
-Teraz zaliczasz się do rasy która panowała przed nastaniem pierwszego dnia.
Powiało kurewską grozą i fanatyzmem.
-No to fajnie, chyba.
-Na początku też tak reagowałam, później wszystko ci się poukłada.
Chce mnie pocieszyć czy w to wierzy?
-Jesteś niżej wśród naszych, dlatego że jesteś młody i nie urodziłeś się taki.
O czym ona do mnie mówi? Stałem się bohaterem serialu od Netflixa? I to takiego gorszego sortu.
-I nawet nie idzie ci najgorzej z akceptacją, ostatni chłopak którego widziałam wyskoczył przez okno myśląc że słońce i wysokość go wykończą.
-I podziałało?
-A no nie, szczególnie że to pierwsze piętro.
-To ma sens, ale czemu słońce?
-Głupi filmowy stereotyp, fakt nie służy nam ale to jak u bladych ludzi, nie zmieniamy się w pył od tak.
-Jest coś jeszcze co chcesz mi powiedzieć?
-Od teraz żeby przetrwać musisz pić krew, codzienna dawka to średnio jakieś dwa litry
- A co by się stało gdybym nie pił krwi?
-Po trzech dniach byś zdziczał a agresywne zwierzęta się usypia.
Jej uśmiech nie zawsze pasuje do sytuacja, chyba że chciała nadać tu trochę strachu wtedy się udało.
-To już wszystko?
- Z grubsza tak, reszta naturalnie ci przyjdzie.
Podsumowując stałem się jakąś dziwną nie całkiem żywą istotą, na swój sposób ludożerną do tego.
-Gdzie jesteśmy tak z ciekawości?
-W części biurowej "Fiony"
Czyli dalej jestem w tym samym miejscu co wcześniej.
-Jest tu jakaś inna toaleta do której mógłbym pójść?
-Tak ale czy jesteś pewny że chcesz tam iść? Ostatnio nie skończyło się to dla ciebie za dobrze.
To zabolało, a najgorsze że jest w tym trochę racji. Szybkim krokiem wyszedłem z gabinetu i dość szybko znalazłem pracowniczą toaletę. Pomieszczenie było wypełnione bielą co mi w sumie nie pasowało do reszty lokalu który był raczej w ciemnych barwach. Mogło być gorzej, mogła być brązowa. Zbliżyłem się do lustra i...nadal mnie widać! A więc to też mit...Wyglądam jakbym się czymś zatruł. Zrobiłem się jeszcze bardziej blady a spałem najwyżej parę godzin. Moje brązowe włosy dalej są na miejscu choć w sennym nieładzie. Oczy też mam dalej jasne i zielone. Ważne że urody nikt mi nie odbierze. Nadal mam niezły zarys kości policzkowych i nietypowy w mojej rodzinie dobrze uformowany łuk brwiowy. Brwi jakby zrobiły mi się gęstsze ale pewnie mi się wydaje. Niestety moje ubranie nie ma się tak dobrze, wszystko rozszarpane i zakrwawione. Ale moje ciało jakby nietknięte, nadal nie mogę w to uwierzyć.
-Jak już przestaniesz się podziwiać to może pójdziesz ze mną?
O kurwa, ale mnie przestraszył! Nie widziałem ani nie usłyszałem go. Zaraz...czyż to nie mój wybawca? Wysoki, dobrze zbudowany blondyn o niebieskich oczach. Ma niezwykle surowe rysy twarzy niczym wyrzeźbione w tej marmurowej beli jego skóry. Idealnie pasują do jego spojrzenia które należy taki że jesteś posłuszny by zostać w jednym kawałku. A jego mięśnie były zasłonięte czarnym garniturem który kojarzy mi się jedynie z pogrzebem.
-Dobrze proszę pana, chodźmy.
-Pierwszą lekcje zdałeś, grzeczny chłopiec.
Tak bycie uprzejmym to był dobry wybór...Trochę drżącym krokiem ale podążyłem za nim.
-A te dwie rzeczy zazwyczaj nie idą w parzę?
-Nie zawsze, szczególnie że już nie jesteś człowiekiem.
Patrzę na nią jak na idiotkę ale czuje że mówi prawdę.
-A więc czym jestem?
-Teraz zaliczasz się do rasy która panowała przed nastaniem pierwszego dnia.
Powiało kurewską grozą i fanatyzmem.
-No to fajnie, chyba.
-Na początku też tak reagowałam, później wszystko ci się poukłada.
Chce mnie pocieszyć czy w to wierzy?
-Jesteś niżej wśród naszych, dlatego że jesteś młody i nie urodziłeś się taki.
O czym ona do mnie mówi? Stałem się bohaterem serialu od Netflixa? I to takiego gorszego sortu.
-I nawet nie idzie ci najgorzej z akceptacją, ostatni chłopak którego widziałam wyskoczył przez okno myśląc że słońce i wysokość go wykończą.
-I podziałało?
-A no nie, szczególnie że to pierwsze piętro.
-To ma sens, ale czemu słońce?
-Głupi filmowy stereotyp, fakt nie służy nam ale to jak u bladych ludzi, nie zmieniamy się w pył od tak.
-Jest coś jeszcze co chcesz mi powiedzieć?
-Od teraz żeby przetrwać musisz pić krew, codzienna dawka to średnio jakieś dwa litry
- A co by się stało gdybym nie pił krwi?
-Po trzech dniach byś zdziczał a agresywne zwierzęta się usypia.
Jej uśmiech nie zawsze pasuje do sytuacja, chyba że chciała nadać tu trochę strachu wtedy się udało.
-To już wszystko?
- Z grubsza tak, reszta naturalnie ci przyjdzie.
Podsumowując stałem się jakąś dziwną nie całkiem żywą istotą, na swój sposób ludożerną do tego.
-Gdzie jesteśmy tak z ciekawości?
-W części biurowej "Fiony"
Czyli dalej jestem w tym samym miejscu co wcześniej.
-Jest tu jakaś inna toaleta do której mógłbym pójść?
-Tak ale czy jesteś pewny że chcesz tam iść? Ostatnio nie skończyło się to dla ciebie za dobrze.
To zabolało, a najgorsze że jest w tym trochę racji. Szybkim krokiem wyszedłem z gabinetu i dość szybko znalazłem pracowniczą toaletę. Pomieszczenie było wypełnione bielą co mi w sumie nie pasowało do reszty lokalu który był raczej w ciemnych barwach. Mogło być gorzej, mogła być brązowa. Zbliżyłem się do lustra i...nadal mnie widać! A więc to też mit...Wyglądam jakbym się czymś zatruł. Zrobiłem się jeszcze bardziej blady a spałem najwyżej parę godzin. Moje brązowe włosy dalej są na miejscu choć w sennym nieładzie. Oczy też mam dalej jasne i zielone. Ważne że urody nikt mi nie odbierze. Nadal mam niezły zarys kości policzkowych i nietypowy w mojej rodzinie dobrze uformowany łuk brwiowy. Brwi jakby zrobiły mi się gęstsze ale pewnie mi się wydaje. Niestety moje ubranie nie ma się tak dobrze, wszystko rozszarpane i zakrwawione. Ale moje ciało jakby nietknięte, nadal nie mogę w to uwierzyć.
-Jak już przestaniesz się podziwiać to może pójdziesz ze mną?
O kurwa, ale mnie przestraszył! Nie widziałem ani nie usłyszałem go. Zaraz...czyż to nie mój wybawca? Wysoki, dobrze zbudowany blondyn o niebieskich oczach. Ma niezwykle surowe rysy twarzy niczym wyrzeźbione w tej marmurowej beli jego skóry. Idealnie pasują do jego spojrzenia które należy taki że jesteś posłuszny by zostać w jednym kawałku. A jego mięśnie były zasłonięte czarnym garniturem który kojarzy mi się jedynie z pogrzebem.
-Dobrze proszę pana, chodźmy.
-Pierwszą lekcje zdałeś, grzeczny chłopiec.
Tak bycie uprzejmym to był dobry wybór...Trochę drżącym krokiem ale podążyłem za nim.
Komentarze
Prześlij komentarz