Circulus część 1 Inicjacja
-Obudź się...twój czas nadszedł...czas rozświetlić noc...
Te słowa i wiele innych nawiedzają mnie w snach, o ile mogę tę czynność jeszcze tak nazwać. Zagadki i różne mroczne wizje nawiedzają mnie ilekroć zamknę oczy. Już nie staram się ukrywać mojego stanu. Coraz mniej przypominam człowieka, chodzę zaniedbany i wychudzony ale to w sumie nie takie złe. Przynajmniej dowiedziałem się na kogo mogę liczyć. Jedyna i prawdziwa przyjaciółka nie opuściła mnie w chwili próby. Aktualnie czekam na nią na stacji metra z kawą. Ten napój jest jedynym co mnie trzyma w jednym kawałku. Tłumy ludzi starannie mnie unikają co w sumie mnie nie dziwi. Wyglądam jak żul i nic z tym nie robię...Choć w sumie po co miałbym?
Sam się niszczę i to wbrew sobie, to będzie oryginalna śmierć.
-Edwin!
Sofia jak zawsze bez trudu mnie odnalazła.
To ona jest spostrzegawcza czy ja już tak śmierdzą?
Przytulas na przywitanie z jej strony przypomniał mi o jednym. Nieważne co mogę na nią liczyć.
-Witaj siostrzyczko!
Ruszyliśmy w stronę pociągu, który zjawił się jak na zawołanie. Moja nie spokrewniona siostra jest dziewczyną ładną ale i szaloną. Dziś ma na sobie prawie gotycką suknie i bojowe sandały, znaczy się glany. Nie znam się na makijażu ale ten lekki który ona ma idealnie pasuje do jej bladej cery i czarnych włosów. Ma rozpuszczoną czarną lawinę włókien aksamitu na głowie. Jest dość drobnej budowy co dodaje jej niepozorności.
-Sofio dokąd tak w sumie się wybieramy?
- Do Romanowa zaprosił mnie na próbowanie nowych przepisów a wiesz ile on gotuje.
No tak Romanow, najpewniej jedyny człowiek który mógłby mieć wyrok za dokarmianie na śmierć gdyby ktoś go nie hamował. No ale cóż chłop ma talent i go wykorzystuję.
- Nie potrafi zrozumieć że kogoś masz?
-Poddanie się nie jest w jego stylu on na ,,ura" dalej będziesz szedł w zaparte.
-Jak typowy ruski żołdak.
Podśmiewując się z naszego znajomego droga mijała nam dużo szybciej. W jej towarzystwie ignorowanie spojrzeń innych ludzi było wręcz przyjemne. Trafiliśmy do mało bogatej części miasta pełnej blokowisk i parkingów. To w tej betonowej pułapce mieszkał nasz towarzysz. udaliśmy się z peronu brudnym chodnikiem którym co jakiś czas towarzyszyły lampy uliczne niekoniecznie posiadające swoje żarówki. Po co kraść coś takiego? Pewnie natrafimy zaraz na chodnik obrabowany z płyt. Ruszając w głąb labiryntu natrafiliśmy w końcu na blok nr. 7. Pamiętając ulicę trafiliśmy idealnie na nasz cel. Teraz będziemy musieli pokonać największą przeszkodę...Schody!
Sam się niszczę i to wbrew sobie, to będzie oryginalna śmierć.
-Edwin!
Sofia jak zawsze bez trudu mnie odnalazła.
To ona jest spostrzegawcza czy ja już tak śmierdzą?
Przytulas na przywitanie z jej strony przypomniał mi o jednym. Nieważne co mogę na nią liczyć.
-Witaj siostrzyczko!
Ruszyliśmy w stronę pociągu, który zjawił się jak na zawołanie. Moja nie spokrewniona siostra jest dziewczyną ładną ale i szaloną. Dziś ma na sobie prawie gotycką suknie i bojowe sandały, znaczy się glany. Nie znam się na makijażu ale ten lekki który ona ma idealnie pasuje do jej bladej cery i czarnych włosów. Ma rozpuszczoną czarną lawinę włókien aksamitu na głowie. Jest dość drobnej budowy co dodaje jej niepozorności.
-Sofio dokąd tak w sumie się wybieramy?
- Do Romanowa zaprosił mnie na próbowanie nowych przepisów a wiesz ile on gotuje.
No tak Romanow, najpewniej jedyny człowiek który mógłby mieć wyrok za dokarmianie na śmierć gdyby ktoś go nie hamował. No ale cóż chłop ma talent i go wykorzystuję.
- Nie potrafi zrozumieć że kogoś masz?
-Poddanie się nie jest w jego stylu on na ,,ura" dalej będziesz szedł w zaparte.
-Jak typowy ruski żołdak.
Podśmiewując się z naszego znajomego droga mijała nam dużo szybciej. W jej towarzystwie ignorowanie spojrzeń innych ludzi było wręcz przyjemne. Trafiliśmy do mało bogatej części miasta pełnej blokowisk i parkingów. To w tej betonowej pułapce mieszkał nasz towarzysz. udaliśmy się z peronu brudnym chodnikiem którym co jakiś czas towarzyszyły lampy uliczne niekoniecznie posiadające swoje żarówki. Po co kraść coś takiego? Pewnie natrafimy zaraz na chodnik obrabowany z płyt. Ruszając w głąb labiryntu natrafiliśmy w końcu na blok nr. 7. Pamiętając ulicę trafiliśmy idealnie na nasz cel. Teraz będziemy musieli pokonać największą przeszkodę...Schody!
-O ile zakład że winda nie działa moja droga?
-Zakład nie ma sensu kiedy obie strony mają ten sam wniosek.
Już na klatce zgodnie stwierdziliśmy że jednej windy nie ma a druga jest uszkodzona. Brak tej pierwszej zdecydowanie najbardziej mnie zastanawiał. Ktoś ją ukradł czy zrobiono dłuższą przerwę przy jej wymienianiu. Gdyby ta pierwsza opcja jakimś cudem się sprawdziła to ktoś tu nieźle by sobie dorobił na złomie.
-Zakochałeś się w tej windzie?
- Raczej jej braku.
-Ha.
To była zdecydowanie umocnienie naszej tyrady żartów.
Żarty na temat naszego gospodarza i tej okolicy towarzyszyły nam pod drzwi jego mieszkania.
Zapach licznego i pewnie pysznego jadła było jak znak zapłaty za nasz trud jakim było pokonanie schodów. Po chwili pukania otworzył nam nie kto inny jak Iwan. Dwumetrowy facet będący górą mięśni. Czarnowłosy brodacz z krótkim irokezem. Aktualnie ma na sobie spodnie moro, desanty i różowy fartuch z napisem namawiającym do pocałowaniu kucharza oraz biały podkoszulek pod takowym. Z szyi jak zawsze zwisał mu nieśmiertelnik. Ciepłe spojrzenie jaki darzył Sofię nie pasowały do jego surowej twarzy tak bardzo że szło mieć wrażenie iż zaraz pęknie.
-Witaj moja najdroższa damo.
Następnie ucałował jej dłoń niczym lord szlachciankę. Po namyśle nie lord tylko jakiś mroczny kniaź co zwykł wieszać swych poddanych za zbyt głośne oddychanie. W tym przekonaniu uświadomił mnie moment w którym spojrzał na mnie. Niczym wiking który wyczuł świeżą krew.
-Witaj Edwinie.
-Cześć Iwan.
Jego głos nabrał bojowej barwy. Mój aktualny stan sprawia że wręcz łzy mi się zbierają kiedy słyszę to powitanie. Czemu tak się zawsze dzieje od pewnego czasu? Każdy kogo kiedykolwiek lubiłem poza Sofią traktuje mnie coraz gorzej. Jest ze mną aż tak źle?
- Ale nie stójmy tak w progu. Zapraszam was do środka.
Znaleźliśmy się w ubogim kilku pokojowym mieszkaniu. Pamiętam czas kiedy zdobywaliśmy meble i sprzęty domowe dla Romanowa w naszym dawnym składzie znajomych. To było już tak dawno a ja nadal pamiętam prace dla stolarza żeby dał mu szafę która jest w przedpokoju gdzie teraz się znajdujemy.
-Proszę udać się do salonu drodzy państwo.
Wskazał drogę teatralnym gestem który w jego wykonaniu był szczególnie komiczny.
Rozsiedliśmy się przy wcześniej przygotowanym stole gdzie czekało na nas kilka talerzy, różne rodzaje szklanek i kieliszków a nawet kufli. Były tam też nieznane mi rodzaje widelców i łyżek.
-Popijawa czy obiad?
-Chyba oba Ed.
-Zdecydowanie...
Nasz kuchmistrz przyszedł ku naszemu zdziwieniu z wózkiem typowo restauracyjnym. Rzecz jasna był on obładowany licznymi naczyniami z jadłem.
-Na początek zupa z homara według przepisu mojej święć panie nad jej duszą matuszki. No tak bądź co bądź to bardzo rodzinny typ. Pierwsze kęsy tych dań udowodniły że niebo jednak istnieje.
-I jak ci smakuje Sofio?
- Jest świetne jak zawsze Iw.
Jej tendencja do skrótów i przezwisk jest jak zawsze urocza. Choć na jej miejscu bałbym się że Iwanek uzna że jednak ma u niej jakieś szanse. Iwan wstał pędem i udał się do barku.
-A skoro o rodzinnych przepisach pozwólcie że przedstawie wam...,,krew Romanowów"
Ta stylowa i w pełni na miejscu przerwa była czymś idealnym żeby przedstawić butelkę dziwnej cieczy. Jej zawartość faktycznie przypominała kolorystycznie krew ale nie taką w pełni świeżą.
-No więc Edwinie...
Spojrzał na mnie jak na przeciwnika na chwilę przed walką...
-Wyzywam cię.
-Na co?
-Wypij kufel mego rodzinnego trunku.
-Iwan!
-Spokojnie Sofio, nie ma problemu przyjmuje wyzwanie.
-Faceci.
Szczerze ją rozumiem, sam jestem zażenowany tym co się stało. To jakiś rodzaj jego prowokacji czy może chce mnie upić żebym się skompromitował? Zresztą nieważne, wypije to i nadal trzeźwy pokaże mu środkowy palec. Rosjanin wolno odkorkował butelkę i delikatnie żeby nic nie uronić zaczął napełniać naczynie z którego dane będzie mi pić. To wygląda jak skondensowane zło w formie płynu i pachnie podobnie. To na pewno nie jest smocza krew?
- I co chłopczyku rura ci zmiękła?
-Nie, zastanawiam się tylko czy nie masz większego naczynia.
Moja parodia pewności siebie dała o sobie znać. Nie wiem czemu miał służyć ten pokaz niby dumy. Wziąłem do ręki mój napitek i rozpocząłem konsumpcje. Najpierw był dowód nieba a teraz mam defiladę legionów piekielnych w przełyku i okolicach. Niczym gorzki ogień to coś wypalało we mnie wszystko czego dosięgło. Jednakże przez chytre spojrzenie mojego przeciwnika nie poddałem się i piłem dalej. Wlewało się we mnie a ja nie przerywałem mimo tego że zaczęły spływać mi mimowolne łzy. Kiedy poczułem brak kontynuowanego spalanie mojego wnętrza zorientowałem się to już koniec. Czyli wygrałem a Romanow to totalny ciul. Edwin dobrze że tego nie powiedziałeś to były najgorszy tekst roku. Spojrzał na mnie z lekki szacunkiem i potrząsał głową.
-A więc wygrałeś, bracie mój Romanowie honorowy.
Co tu się w tej chwili dzieje do cholery? Tej ceremonialnej gadaniny się nie spodziewałem.
-Hah...to miłe.
Zaczęło się dziać coś dziwnego...Obraz się dwoi ale przy piciu tępo działania nie jest inne? Nie wiem co się tu dzieje ale wolę wstać.
-Co to było?
-Lekarstwo, jedno z tych bardziej gorzkich.
Ta dwójka zaczęła się odsuwać...tak jak wszyscy ale realniej. Obraz zaczyna ciemnieć, czyżbym odlatywał? Tak ale nie do ciepłych krajów, raczej do Smoleńska. Część mojego ciała uderzyła o coś twardego... Podłoga? Może już czas spróbować otworzyć oczy? ciekawe czy dalej będzie ciemno jak przed chwilą...
-Jak sądzisz Sofio udało się?
-Możesz przestać szturchać go kijem? I skąd ty go w ogóle masz?!
-Dzięki za te krzyki...Chyba ktoś tu zapomniał o daniu mi sygnału żeby wyjść z szafy!
-Nie mamy obowiązku pomagać ci w prywatnym coming oucie.
-Czym!? Z resztą jebać, co z nim? Daje radę?
Co tu się kurwa dzieje? Kim jest ten typ z szafy? Nie mniej elegancki typ. Czarne spodnie garniturowe, biała koszula, pantofle w tej samie barwie co spodnie i kamizelka również tego samego koloru. A jako zwieńczenie tego ubioru czerwony krawat który z rzeczoną kamizelką idealnie się komponuje. Zadbana ulizana fryzura i muszkieterski zarost. Podsumowując typ człowieka z którym rusek nie miałby nic wspólnego. Zresztą nie to jest tu najdziwniejsze! Najważniejsze jest to że stoję i patrzę na nich a oni stoją i patrzą na moje leżące ciało...Jak do wafelka błogosławionego to się dzieje?! Jestem tu ale i tam również choć stoję to też leże. jestem nieprzytomny ale kontaktuje...Z drugiej strony widzę ich ale są tak dziwnie daleko...Tacy jakby wyblakli. Wszystko tak dziwnie się rusza. Patrząc po sobie, tym sobie z którego perspektywy widzę czarne linki idące z mojego ciała.
Dobra teraz się boje, bardziej. Wszystkie sznury idą w za moje plecy. Czy ja chce patrzeć na to co tam jest? Otóż nie ale chyba nie mam wyboru. Moim oczom ukazała się siedząca w kącie istota o obliczu niczym wycięte z obrazu ukazującym piekło. Chuda humanoidalna istota o nienaturalnie długich i chudych kończynach. Nie ma oczu tylko nozdrza bez nosa , obszerną i bardzo szeroką szczękę z kłami mięsożercy a jego uszy były całe w swego rodzaju błonie. Jego skóra jest czarna popękana i momentami odchodzą od niego coś wyglądającego jak kolce.
-Ty mnie widzisz?
-Em...
-Jak ty się tu znalazłeś?!
Coś mi mówi że nie jest zbyt godny zaufania, lepiej będzie w zaparte nie odpowiadać na pytania.
-Ważniejsze czym ty jesteś?
-Twoim sumieniem, sędzią, katem...Świadkiem twego zła...
-Coś mi mówi że boski oskarżyciel miałby bardziej niebiańskie oblicze.
-ha ha ha co możesz wiedzieć o niebie? Masz tylko świadectwo jego istnienie wypływające z ust hipokryzji.
To akurat niezły argument.
-A wiesz skąd ta kara? Jak mogłeś przeżyć kiedy inni odeszli? Samolubnie przeżyłeś dzień waszego odejścia.
Myśli że o tym nie wiem? Blizny na moim ciele są świadectwem tego co się stało...Wszyscy się ode mnie odwrócili jakby...chcieli mnie ukarać.
- To ty jesteś za to odpowiedzialny?
-Za co niby mały człowieczku?
- Za to co się teraz za mną dzieje. Za to że wszyscy się ode mnie odwracają niczym w ramach kary!
-Sam to sobie zrobiłeś, ja tylko pilnuje że dołączysz do przyjaciół.
-Oni by tego nie chcieli!
-Mi mówili coś innego...
-Co?
-Nic nic, skoro nie chcesz ze mną współpracować.
Coś mi mówi że w ramach współpracy musiałbym przegryźć sobie żyły czy coś takiego...
Cały czas mam wrażenie żeby nie ufać temu czemuś. To przez wrażenie czy jakiś instynkt? Wracając do tych połączeń między nim a mną...Zobaczmy co się stanie jak to zerwę te więź. Spojrzałem na niego z najbardziej chamskim uśmiechem na jaki było mnie stać i pociągnąłem najwyżej znajdujące się łącze czyli na lewej ręce. Nie było to takie krótkie a z tego czegoś zaczęła lać się ciemna maź o smrodzie zgnilizny.
- Ty mały gnoju! Od razu trzeba było się ciebie pozbyć!
Nie spodziewałem się że jest taki szybki...Wręcz na mnie zaszarżował i prawie cisnął mną tak że wręcz przekręciłem się w powietrzu dwa razy i przyłożyłem w ścianę!
- Na matuszke Rosję co się dzieje?! Czemu nim tak rzuciło?
-Jak widać podjął walkę.
-I jak dla mnie nie wygrywa. Iwan przytrzymaj go a ja zakończę tę sprawę.
-Nawet o tym nie myśl! Tylko go tknij a będziesz miał do czynienia z wkurwionym medium!
O szlag jak to boli...A ten gość chce się mnie pozbyć. Muszę czym prędzej pozbyć się tego problemu. Zerwałem kolejne połączenie, to było na prawym udzie. Teraz rozbrzmiał się krzyk tak głośny jakby jego źródło otaczało mnie zewsząd. Tym razem przesunął się tak że znalazł się na mnie. Jego ciężar jest szokujący patrząc na te piórkową budowę...On! JAK?! CO?! To moja krew? A jego ręka w moim...brzuchu? Z kolei moja czerwień jest na jego pysku.
-Nie wkurwia się przyjaciela medium marny ciołku!
Moja pięść o dziwo dała radę, teraz to on był na dole...Jezu dwuznaczność tego tekstu szokuje samego mnie. Teraz czas na ostatnią część naszego pożegnania, ostatni element był na lewej łydce...
-Żegnaj gnoju!
W moim życiu czasem mam przeskoki ale teraz to przeszedłem sam siebie...Nie jestem już w wyblakłym miejscu tylko w klasycznym salonie Iwa. Czuje się co najmniej źle...Próbując wstać wylądowałem na kolanach.
-On żyje!
Iwan rozpoczął kozacki taniec w swoim salonie co było u niego znakiem wygranej. W tym momencie coś poruszyło się w moim żołądku. Spojrzałem przed siebie, stał tam elegancki nieznajomy. Zanim zdążyłem coś powiedzieć zwymiotowałem, między innymi na niego ale nie było to jedzenie od naszego mistrza tylko płynna czerń jak ta z mojego transu. Bo w końcu byłem w swoistym transie. Dopiero teraz dałem radę wstać. Miałem brudną twarz i widziałem wszechobecną czerwień otaczającego nieznajomego. Pod naporem chwili przyłożyłem mu w twarz czego się nie spodziewał bo padł między innymi na ten płyn który się ze mnie wylał.
-Może następnym razem to ja coś zakończę? Co ty na to?
Był bardzo zdziwiony tym co się stało. Z kolei Sofia wydała się zadowolona tylko nie do końca wiem z jakiego powodu.
-Aż bym cię przytuliła braciszku ale dalej masz to coś na twarzy.
Z dołu rozbrzmiało kasłanie mające na celu zwróceniu uwagi.
- A więc robimy pranie, idziemy się myć i lecimy tam gdzie zawsze.
Jego mina była aktualnie najbardziej neutralna odkąd wiem że istnieje czyli dziś...I zaraz gdzie jest tam gdzie zawsze?!
Już na klatce zgodnie stwierdziliśmy że jednej windy nie ma a druga jest uszkodzona. Brak tej pierwszej zdecydowanie najbardziej mnie zastanawiał. Ktoś ją ukradł czy zrobiono dłuższą przerwę przy jej wymienianiu. Gdyby ta pierwsza opcja jakimś cudem się sprawdziła to ktoś tu nieźle by sobie dorobił na złomie.
-Zakochałeś się w tej windzie?
- Raczej jej braku.
-Ha.
To była zdecydowanie umocnienie naszej tyrady żartów.
Żarty na temat naszego gospodarza i tej okolicy towarzyszyły nam pod drzwi jego mieszkania.
Zapach licznego i pewnie pysznego jadła było jak znak zapłaty za nasz trud jakim było pokonanie schodów. Po chwili pukania otworzył nam nie kto inny jak Iwan. Dwumetrowy facet będący górą mięśni. Czarnowłosy brodacz z krótkim irokezem. Aktualnie ma na sobie spodnie moro, desanty i różowy fartuch z napisem namawiającym do pocałowaniu kucharza oraz biały podkoszulek pod takowym. Z szyi jak zawsze zwisał mu nieśmiertelnik. Ciepłe spojrzenie jaki darzył Sofię nie pasowały do jego surowej twarzy tak bardzo że szło mieć wrażenie iż zaraz pęknie.
-Witaj moja najdroższa damo.
Następnie ucałował jej dłoń niczym lord szlachciankę. Po namyśle nie lord tylko jakiś mroczny kniaź co zwykł wieszać swych poddanych za zbyt głośne oddychanie. W tym przekonaniu uświadomił mnie moment w którym spojrzał na mnie. Niczym wiking który wyczuł świeżą krew.
-Witaj Edwinie.
-Cześć Iwan.
Jego głos nabrał bojowej barwy. Mój aktualny stan sprawia że wręcz łzy mi się zbierają kiedy słyszę to powitanie. Czemu tak się zawsze dzieje od pewnego czasu? Każdy kogo kiedykolwiek lubiłem poza Sofią traktuje mnie coraz gorzej. Jest ze mną aż tak źle?
- Ale nie stójmy tak w progu. Zapraszam was do środka.
Znaleźliśmy się w ubogim kilku pokojowym mieszkaniu. Pamiętam czas kiedy zdobywaliśmy meble i sprzęty domowe dla Romanowa w naszym dawnym składzie znajomych. To było już tak dawno a ja nadal pamiętam prace dla stolarza żeby dał mu szafę która jest w przedpokoju gdzie teraz się znajdujemy.
-Proszę udać się do salonu drodzy państwo.
Wskazał drogę teatralnym gestem który w jego wykonaniu był szczególnie komiczny.
Rozsiedliśmy się przy wcześniej przygotowanym stole gdzie czekało na nas kilka talerzy, różne rodzaje szklanek i kieliszków a nawet kufli. Były tam też nieznane mi rodzaje widelców i łyżek.
-Popijawa czy obiad?
-Chyba oba Ed.
-Zdecydowanie...
Nasz kuchmistrz przyszedł ku naszemu zdziwieniu z wózkiem typowo restauracyjnym. Rzecz jasna był on obładowany licznymi naczyniami z jadłem.
-Na początek zupa z homara według przepisu mojej święć panie nad jej duszą matuszki. No tak bądź co bądź to bardzo rodzinny typ. Pierwsze kęsy tych dań udowodniły że niebo jednak istnieje.
-I jak ci smakuje Sofio?
- Jest świetne jak zawsze Iw.
Jej tendencja do skrótów i przezwisk jest jak zawsze urocza. Choć na jej miejscu bałbym się że Iwanek uzna że jednak ma u niej jakieś szanse. Iwan wstał pędem i udał się do barku.
-A skoro o rodzinnych przepisach pozwólcie że przedstawie wam...,,krew Romanowów"
Ta stylowa i w pełni na miejscu przerwa była czymś idealnym żeby przedstawić butelkę dziwnej cieczy. Jej zawartość faktycznie przypominała kolorystycznie krew ale nie taką w pełni świeżą.
-No więc Edwinie...
Spojrzał na mnie jak na przeciwnika na chwilę przed walką...
-Wyzywam cię.
-Na co?
-Wypij kufel mego rodzinnego trunku.
-Iwan!
-Spokojnie Sofio, nie ma problemu przyjmuje wyzwanie.
-Faceci.
Szczerze ją rozumiem, sam jestem zażenowany tym co się stało. To jakiś rodzaj jego prowokacji czy może chce mnie upić żebym się skompromitował? Zresztą nieważne, wypije to i nadal trzeźwy pokaże mu środkowy palec. Rosjanin wolno odkorkował butelkę i delikatnie żeby nic nie uronić zaczął napełniać naczynie z którego dane będzie mi pić. To wygląda jak skondensowane zło w formie płynu i pachnie podobnie. To na pewno nie jest smocza krew?
- I co chłopczyku rura ci zmiękła?
-Nie, zastanawiam się tylko czy nie masz większego naczynia.
Moja parodia pewności siebie dała o sobie znać. Nie wiem czemu miał służyć ten pokaz niby dumy. Wziąłem do ręki mój napitek i rozpocząłem konsumpcje. Najpierw był dowód nieba a teraz mam defiladę legionów piekielnych w przełyku i okolicach. Niczym gorzki ogień to coś wypalało we mnie wszystko czego dosięgło. Jednakże przez chytre spojrzenie mojego przeciwnika nie poddałem się i piłem dalej. Wlewało się we mnie a ja nie przerywałem mimo tego że zaczęły spływać mi mimowolne łzy. Kiedy poczułem brak kontynuowanego spalanie mojego wnętrza zorientowałem się to już koniec. Czyli wygrałem a Romanow to totalny ciul. Edwin dobrze że tego nie powiedziałeś to były najgorszy tekst roku. Spojrzał na mnie z lekki szacunkiem i potrząsał głową.
-A więc wygrałeś, bracie mój Romanowie honorowy.
Co tu się w tej chwili dzieje do cholery? Tej ceremonialnej gadaniny się nie spodziewałem.
-Hah...to miłe.
Zaczęło się dziać coś dziwnego...Obraz się dwoi ale przy piciu tępo działania nie jest inne? Nie wiem co się tu dzieje ale wolę wstać.
-Co to było?
-Lekarstwo, jedno z tych bardziej gorzkich.
Ta dwójka zaczęła się odsuwać...tak jak wszyscy ale realniej. Obraz zaczyna ciemnieć, czyżbym odlatywał? Tak ale nie do ciepłych krajów, raczej do Smoleńska. Część mojego ciała uderzyła o coś twardego... Podłoga? Może już czas spróbować otworzyć oczy? ciekawe czy dalej będzie ciemno jak przed chwilą...
-Jak sądzisz Sofio udało się?
-Możesz przestać szturchać go kijem? I skąd ty go w ogóle masz?!
-Dzięki za te krzyki...Chyba ktoś tu zapomniał o daniu mi sygnału żeby wyjść z szafy!
-Nie mamy obowiązku pomagać ci w prywatnym coming oucie.
-Czym!? Z resztą jebać, co z nim? Daje radę?
Co tu się kurwa dzieje? Kim jest ten typ z szafy? Nie mniej elegancki typ. Czarne spodnie garniturowe, biała koszula, pantofle w tej samie barwie co spodnie i kamizelka również tego samego koloru. A jako zwieńczenie tego ubioru czerwony krawat który z rzeczoną kamizelką idealnie się komponuje. Zadbana ulizana fryzura i muszkieterski zarost. Podsumowując typ człowieka z którym rusek nie miałby nic wspólnego. Zresztą nie to jest tu najdziwniejsze! Najważniejsze jest to że stoję i patrzę na nich a oni stoją i patrzą na moje leżące ciało...Jak do wafelka błogosławionego to się dzieje?! Jestem tu ale i tam również choć stoję to też leże. jestem nieprzytomny ale kontaktuje...Z drugiej strony widzę ich ale są tak dziwnie daleko...Tacy jakby wyblakli. Wszystko tak dziwnie się rusza. Patrząc po sobie, tym sobie z którego perspektywy widzę czarne linki idące z mojego ciała.
Dobra teraz się boje, bardziej. Wszystkie sznury idą w za moje plecy. Czy ja chce patrzeć na to co tam jest? Otóż nie ale chyba nie mam wyboru. Moim oczom ukazała się siedząca w kącie istota o obliczu niczym wycięte z obrazu ukazującym piekło. Chuda humanoidalna istota o nienaturalnie długich i chudych kończynach. Nie ma oczu tylko nozdrza bez nosa , obszerną i bardzo szeroką szczękę z kłami mięsożercy a jego uszy były całe w swego rodzaju błonie. Jego skóra jest czarna popękana i momentami odchodzą od niego coś wyglądającego jak kolce.
-Ty mnie widzisz?
-Em...
-Jak ty się tu znalazłeś?!
Coś mi mówi że nie jest zbyt godny zaufania, lepiej będzie w zaparte nie odpowiadać na pytania.
-Ważniejsze czym ty jesteś?
-Twoim sumieniem, sędzią, katem...Świadkiem twego zła...
-Coś mi mówi że boski oskarżyciel miałby bardziej niebiańskie oblicze.
-ha ha ha co możesz wiedzieć o niebie? Masz tylko świadectwo jego istnienie wypływające z ust hipokryzji.
To akurat niezły argument.
-A wiesz skąd ta kara? Jak mogłeś przeżyć kiedy inni odeszli? Samolubnie przeżyłeś dzień waszego odejścia.
Myśli że o tym nie wiem? Blizny na moim ciele są świadectwem tego co się stało...Wszyscy się ode mnie odwrócili jakby...chcieli mnie ukarać.
- To ty jesteś za to odpowiedzialny?
-Za co niby mały człowieczku?
- Za to co się teraz za mną dzieje. Za to że wszyscy się ode mnie odwracają niczym w ramach kary!
-Sam to sobie zrobiłeś, ja tylko pilnuje że dołączysz do przyjaciół.
-Oni by tego nie chcieli!
-Mi mówili coś innego...
-Co?
-Nic nic, skoro nie chcesz ze mną współpracować.
Coś mi mówi że w ramach współpracy musiałbym przegryźć sobie żyły czy coś takiego...
Cały czas mam wrażenie żeby nie ufać temu czemuś. To przez wrażenie czy jakiś instynkt? Wracając do tych połączeń między nim a mną...Zobaczmy co się stanie jak to zerwę te więź. Spojrzałem na niego z najbardziej chamskim uśmiechem na jaki było mnie stać i pociągnąłem najwyżej znajdujące się łącze czyli na lewej ręce. Nie było to takie krótkie a z tego czegoś zaczęła lać się ciemna maź o smrodzie zgnilizny.
- Ty mały gnoju! Od razu trzeba było się ciebie pozbyć!
Nie spodziewałem się że jest taki szybki...Wręcz na mnie zaszarżował i prawie cisnął mną tak że wręcz przekręciłem się w powietrzu dwa razy i przyłożyłem w ścianę!
- Na matuszke Rosję co się dzieje?! Czemu nim tak rzuciło?
-Jak widać podjął walkę.
-I jak dla mnie nie wygrywa. Iwan przytrzymaj go a ja zakończę tę sprawę.
-Nawet o tym nie myśl! Tylko go tknij a będziesz miał do czynienia z wkurwionym medium!
O szlag jak to boli...A ten gość chce się mnie pozbyć. Muszę czym prędzej pozbyć się tego problemu. Zerwałem kolejne połączenie, to było na prawym udzie. Teraz rozbrzmiał się krzyk tak głośny jakby jego źródło otaczało mnie zewsząd. Tym razem przesunął się tak że znalazł się na mnie. Jego ciężar jest szokujący patrząc na te piórkową budowę...On! JAK?! CO?! To moja krew? A jego ręka w moim...brzuchu? Z kolei moja czerwień jest na jego pysku.
-Nie wkurwia się przyjaciela medium marny ciołku!
Moja pięść o dziwo dała radę, teraz to on był na dole...Jezu dwuznaczność tego tekstu szokuje samego mnie. Teraz czas na ostatnią część naszego pożegnania, ostatni element był na lewej łydce...
-Żegnaj gnoju!
W moim życiu czasem mam przeskoki ale teraz to przeszedłem sam siebie...Nie jestem już w wyblakłym miejscu tylko w klasycznym salonie Iwa. Czuje się co najmniej źle...Próbując wstać wylądowałem na kolanach.
-On żyje!
Iwan rozpoczął kozacki taniec w swoim salonie co było u niego znakiem wygranej. W tym momencie coś poruszyło się w moim żołądku. Spojrzałem przed siebie, stał tam elegancki nieznajomy. Zanim zdążyłem coś powiedzieć zwymiotowałem, między innymi na niego ale nie było to jedzenie od naszego mistrza tylko płynna czerń jak ta z mojego transu. Bo w końcu byłem w swoistym transie. Dopiero teraz dałem radę wstać. Miałem brudną twarz i widziałem wszechobecną czerwień otaczającego nieznajomego. Pod naporem chwili przyłożyłem mu w twarz czego się nie spodziewał bo padł między innymi na ten płyn który się ze mnie wylał.
-Może następnym razem to ja coś zakończę? Co ty na to?
Był bardzo zdziwiony tym co się stało. Z kolei Sofia wydała się zadowolona tylko nie do końca wiem z jakiego powodu.
-Aż bym cię przytuliła braciszku ale dalej masz to coś na twarzy.
Z dołu rozbrzmiało kasłanie mające na celu zwróceniu uwagi.
- A więc robimy pranie, idziemy się myć i lecimy tam gdzie zawsze.
Jego mina była aktualnie najbardziej neutralna odkąd wiem że istnieje czyli dziś...I zaraz gdzie jest tam gdzie zawsze?!
Komentarze
Prześlij komentarz