Caedes cz.14 Podejrzany

Odwiedzenie Kapiego w szpitalu było zaskakująco owocne. No i tym razem nie trzeba było go ratować. To swego rodzaju odmiana ale przy tym pozbawia mnie to zajęcia. Za bardzo się przyzwyczajam do ratowania tego Galaretka. Rozmyślając o nim robię już któreś okrążenie na starym rynku. Oddanie historycznej części miasta do użytku to ciekawy pomysł. Zaskakująco przyjemna rzecz jak na Siglight. Mój spacer po starym mieście przerwały wibracje telefonu. Przed technologią nie ma ucieczki.
-Halo?
-Krzesąd? Tu Kapi, mam sprawę.
-O, może być ciekawie. Słucham.
-To może zabrzmi dziwnie ale pośledzisz kogoś?
-Czyżby nasz pierwszy podejrzany?
-Tak Greg, jednak żyje i mam przeczucie.
-To nie powinno być trudne zadanie, zrobię to.
-Dziękuję wiedziałem że mogę na ciebie liczyć.
-Chciałbyś czegoś jeszcze Kapi?
-W sumie to...tak.
-A więc?
-Pomyślałem że może w ramach przerwy gdzieś pójdziemy.
-Jakieś konkretne miejsce i towarzystwo?
-Ty, Ja i Wicia w tym nowym lokalu Caedes.
-Otwierają w przyszłym tygodniu, tak?
-Em tak i mimo zagrożenia chcą zrobić mini karnawał.
-Idealne miejsce dla mordercy. Ciekawe czy ta przerwa się uda.
-No więc ten, odezwę się z tym do Wici jeszcze.
-W porządku, do później Kapi.
-No tak, pa.
Zastanawia mnie czy tylko względem mnie jest tak niepewny. A przynajmniej czy aż tak często. W sumie od razu widać że ma problem z ludźmi. Niby mnie już dość poznał ale dalej coś jest nie tak. Czyżbym był ważną zagadką dla naszego detektywa? Mam nadzieję że tak, może chociaż on mnie zrozumie. Zresztą nieważne, czas poszukać naszego mundurowego. Zacznę w możliwie najbliższym miejscu. Posterunku, tak zdam się na swoje szczęście. Czyli czas wyprawić się na zachód. Im dłużej podążałem tym bardziej widziałem jak idę między epokami. Kamienice i stary bruk zastępowały świeże budynki i chodnik...Jest tu swego rodzaju harmonia historyczna. Przynajmniej nikt nie burzy dawnych czasów na parkingi. Zastanawia mnie co nakierowało Galaretka...Poza tym że ten Greg dalej żyje. W sumie bezpośrednie spotkania przeżywał tylko Kapi...I w sumie jest cierniem w oku naszego mordercy. Ciekawe czy obrońce prawa to też czeka? No chyba że to jego szukamy a on szuka nas. Nie całkiem mi się on zgadza jako sprawca, choć parę rzeczy pasuje. Bycie w policji oznaczałoby znajomość wszystkich ruchów tejże formacji. A to byłby idealny sposób na nieuchwytność...Z drugiej strony wydaje mi się na to za tępy. Choć sprawia też wrażenie silnego. I to również się zgadza, szczególnie wiem to po konfrontacji. Z zastanowienia wytrącił mnie widok obskurnego budynku komisariatu. Aż czuć od niego zepsucie i nieudolność. Na swój sposób ten morderca przyda się do rozruszania tych pożeraczy pączków. To jest złe lecz poniekąd może to oczyści miasto. Nawet Siglight zasługuje na zbawienie. On jest jak upuszczenie krwi, czasem pomocny ale bez przesady. Uświadomiłem coś sobie...Nie zapytałem jak ten Greg wygląda...Eh, rozpoznam go jakoś. Przystanąłem przy niedalekim przystanku żeby wyglądać niepozorniej. Teraz poczekać i liczyć na szczęście...Ewentualnie cud. W sumie mogę zadzwonić do Kapiego ale po co sobie ułatwiać? Z budowli wyszły trzy osoby. Policjanci, zresztą kto by pomyślał. Jeden, wyraźnie młodszy był ubrany jak antyterrorysta starał się ignorować pozostałych. Tamci, grubawi i starzy usiłowali zwróci jego uwagę komentarzami...
-Greg, nie denerwuj się w końcu trochę ruchu ci nie zaszkodzi!
-Tak, pomoże mi się przygotować na noszenie twojej trumny Kowalski!
-No nie obrażaj się, dla nas to święto jak ty coś sknocisz.
-Zresztą dajcie mi spokój, mam robotę w przeciwieństwie do was gnoje.
Czyli ma pieszy patrol, więc z naszej dwójki ja mam szczęście. Muszę tylko pamiętać żeby nie uznał że go śledzę. W sumie mamy południe więc to nie będzie za trudne. To jedna z ostatnich pór w których ludzie czują się bezpieczni. A co za tym idzie wielu z nich nadal chodzi po ulicach. Wszedł między ludzi a ja za nim...Jego gniew ułatwi mi sprawę. Nie będzie się pilnował i będzie głośny ponad normę. Kto by pomyślał...Poszedł w kierunku stosika z pączkami...Ja z kolei podniosłem gazetę z niedalekiej ławki. W sumie nastolatek z gazetą wydaje się być bardziej podejrzany niż bez. No ale jak już zrobiłem, to będę w brnął. Niczym zawodowy aktor, uzbrojony w gazetę ruszyłem w jego kierunku. Akurat nastąpiła jego kolej na wypieki.
-Toż to Greg! Mój ulubiony klient.
Wąsaty człowiek i jego wóz z pączkami pewnie był popularny przy komisariacie.
-Eh weź daj spokój. Pamiętasz jak ostatnio wpadłem do ciebie po karton?
-Jak mógłbym zapomnieć? W końcu pomagasz mi się pozbyć tego co zostanie.
To jest za proste, jakoś nie wierzę że słodycze zajęły mu wczoraj tyle czasu. Gdyby tak było to jest naprawdę żałosny...

Krzesąd sprawdza dziś Grega a ja chce zbadać własne podejrzenia. Przyznaje że bardziej prywatnej niż nasza misja. Aż chyba przyda nam się jakieś miejsce na dowody i całą resztę...Dobra trochę powagi Kapi. Miejsce na przemyślenia się nam przyda to nadal fakt. Dlatego też wpadłem na pomysł z Caedes. To że w tak niebezpiecznym miejscu chcą zrobić karnawał brzmi dziwnie zachęcająco... Ale wracając do sprawy. Muszę się dowiedzieć o znajomości Krzesąda z Wicią. Najlepszy sposób to iść do źródła. Jednak będę musiał znaleźć sposób żeby chciała mi powiedzieć. Rzecz jasna chodzi o Wicię. Z tej dwójki jakoś łatwiej będzie mi do niej przemówić. Czym prędzej napisałem do niej.
-"Wiciu, jesteś dziś zajęta?"
-"Nie Kapisiu a co?"
-"Chcesz się może spotkać? Chciałbym pogadać."
Ciekawe czy udało mi się zbudować napięcie.
-"Mam się bać?"
-"Jeśli jesteś niewinna to nie"
-"hah"
-"No to widzimy się na starym rynku? W końcu oboje mamy tam daleko"
-"Jasne Kapiś, do zobaczenia za chwilę"
No i ruszyłem czym prędzej na miejsce spotkania. To jedna z niewielu rzeczy jakie kocham w tym mieście...Chodzenie po nim jest niczym podróż w czasie. Mimo wszystkiego co się dzieje to pomaga mi utrzymać spokój. Ostatnio trudniej mi spać, ciekawe czy mój wygląd na tym cierpi. Przez pryzmat kompleksów wolę siebie nie oceniać. Może to tchórzostwo ale wolę tego typu sprawy zostawiać innym. Zresztą przy aktualnych wydarzeniach uroda jest mało ważna. Szkoda o tym myśleć, czas iść. Droga minęła mi szybko. W trakcie pokonywania takowej nie miało miejsce nic ciekawego. Przynajmniej nic takiego nie widziałem, żadnego mordercy ani kłopotów. Gdybym był Krzesądem stwierdziłbym że to rozczarowanie. Na swój sposób go uwielbiam ale również mnie on przeraża. On kocha niebezpieczeństwo a to aktualnie nas w sumie otacza. Jak tak zaczynam o tym myśleć to wychodzenie z domu jest pokazem odwagi. Nie przerywałem drogi przy tym coraz bardziej dręcząc się myślami. I tym sposobem stanąłem w centrum starego świata. Rynek na którym okresowo powraca życie, w ramach turystyki. Teraz jest tu kilka tabliczek z informacjami. O tym czemu dawny rynek miał taki kształt oraz inne takie...Pozostało mi czekać na Wicie. Znając ją zaraz będzie za mną.
-Kapiś!
Na początku naszej znajomości jej pojawienia się znikąd potrafiły mnie zaskoczyć. Teraz spodziewam się tego bardziej niż czegokolwiek innego...No dobra aktualnie może jeszcze tego psychola.
-Wiciu...
Powitalne przytulenie to coś za czym tęskniłem. Odsunęła się ode mnie deczko i przyjrzała mi się tym swoim spojrzeniem. Może nie tyle pełnym podejrzeń co chęci przejrzenia mnie. Miało to trochę uroku bo sprawiało że wyglądała jak azjatka.
 -Chciałeś o czymś pogadać racja? Brzmiałeś na trochę zmartwionego.
-Em tak...no bo wiesz...
-Teraz mam pewność że to coś dużego.
Twarz chyba zaczyna mi się palić.
-Kapiś oddychaj, spokojnie.
Fakt to pomoże jej mnie zrozumieć. Uspokój się to w zasadzie nic wielkiego. Po prostu się o nią martwisz, ona na pewno to zrozumie. Przecież dobrze wiesz że sobie ufacie jak nikt...Choć fakt mam pewne obawy. Parę wdechów i wydechów i będzie dobrze.
-Lepiej?
-Tak.
-No to co cię trapi Kapi?
-W sumie to dwie sprawy...Jedna naprawdę fajna.
Wyraz jej twarzy jest coraz pełniejszy zaciekawienia i nadziei...nie, nie raczej entuzjazmu.
-A więc słyszałaś o Caedes?
-Kawiarnia za dnia i klub w nocy?
-Dokładnie, i jeszcze karnawał przed.
-Słyszałam że to może być karnawał w odwróconym zwierciadle.
- Brzmi to nawet lepiej jak dla mnie.
-Zresztą mam nawet ich ulotkę. Tak jakoś jej nie wyrzuciłam.
Wyjęła ją ze swojej torebki i podała mi. Ulotka była nietypowa, papier był szorstki i ucharakteryzowany na stary. Gdybym był naiwny uznałbym że ktoś rozpisał to tuszem na pergaminie.
"Miłujesz kawę? To tak jak my...
Choć gdy nadchodzi noc wolimy się pobawić ostrzej.
Zapewne to rozumiesz i może jako jeden z nas kochasz mrok...
Żeby się lepiej poznać i zobaczyć jak się bawimy czuj się zaproszony na karnawał.
Nie ma sensu mówić ci kiedy się odbędzie bo sam dowiesz się kiedy przyjdzie czas.
Do zobaczenia Kacprze"
Hmm, ten charakter pisma...Albo raczej czcionka jest cholernie znajoma. Zaraz...Kacprze? Kacprze? Tam jest moje imię?! Spojrzałem na ulotkę jeszcze raz...I już nie było mowy o mnie...Co tu się stało? Nie wie ale ogarnął mnie szok...Gdybym był teraz sam zacząłbym panikować. Tak pewnie skuliłbym się w łazience i bym płakał. Nie mam pewności czy zobaczyła mój szok. Wolę jej nie martwić, bardziej niż mam zamiar. 
-Specyficzna ulotka. Choć pewnie oddaje charakter miejsca. 
-Na swój sposób niepokojące ale to już specjalność naszego miasta.
Wzniosłem rękę jakbym chciał zaprotestować ale szybko ją opuściłem i się uśmiechnąłem. Nie miałem zamiaru walczyć z prawdą.
-Gdyby do tego było bezpiecznie to byłaby zachęta dla turystów.
-No niestety trupy to kiepski chwyt marketingowy.
Ciekawe czy była świadoma jak bardzo pomaga mi tym dystansowaniem się. Zdecydowanie to mi się przydało. Trochę żartu potrafi ratować kiedy nie jest za późno. Więc prawdopodobnie jest ze mną nieźle.
-A wracając do tematu miałeś jeszcze jedną sprawę prawda?
-Tak, chodzi o...
Mój wywód zatrzymała muzyka nieznanego pochodzenia. Za nami rozbrzmiały skrzypce i...katarynka? Połączenie na swój sposób chaotyczne lecz do przeżycia. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy trzech facetów. Dwóch z nich było ubranych w wiktoriańskich garniturach a na głowie mieli trójrogi. Chyba wiktoriańskie. Nie byli zbyt charakterystyczni poza strojami. Ten po środku , który trzymał katarynkę to już inna historia. Brodaty, wysoki gość w płaszczu rodem z czasów secesyjnych. Na głowie miał zaś cylinder, z jakby dziurą po kuli...Co tworzyło dość mroczny żart. Jego czarne spodnie w białe paski nie pasowały do reszty i dodawały więcej chaosu. Wyglądał niczym prowadzący z mrocznego cyrku. Takiego gdzie żongluje się odciętymi głowami dzieci. Płonącymi głowami dzieci...
-O młodzież! Nie spodziewałem się tu żywej duszy!
Uśmiechnął się do nas...i w tym momencie bardziej niż zwykle chcę cofnąć czas. Mam nadzieję że te żółte zęby to specjalny efekt...No chyba że nie, wtedy byłoby mi naprawdę niedobrze. I jeszcze idą w naszą stronę...
-Wiciu myślisz o tym co ja?
-Chodźmy...
-Do zobaczenia na karnawale panowie!
My idąc pod rękę zaczęliśmy się stamtąd oddalać. Zaś oni zatrzymali się lecz nadal czułem na sobie ich wzrok. To było niepokojące a jednak na swój sposób znajome. Prawie bliskie...
-To było złe!
-Zgadzam się, tym bardziej idziemy na tą zabawę Kapiś! 
W sumie jej punkt widzenia jest tak niemożliwy do potwierdzenia że ją popieram. 
-A wracając do mojej sprawy...
-Poczekaj chwilę może zaraz znowu coś nam przeszkodzi.
Gdybym miał zegarek to spojrzałbym na niego i mierzyłbym czas. Jednak nie mam zegarka bo żyjemy w czasach kiedy telefon też mierzy czas.
-Tym razem chyba się nie pojawią.
-No to o czym jeszcze chciałeś pogadać?
Mimo dziwności tego dnia ta rozmowa dalej mnie nie mija. Jest jak otyły stalker z piwnicy. Niby to takie niepozorne a jednak jest wszędzie gdzie tylko spojrzysz.  I nie masz przed tym ucieczki, choć poniekąd ty to zacząłeś.
-Jakiego rodzaju relacja łączy cię z Krzesądem?
Kurde, zabrzmiałem jak złośliwa, upiorna ciotka. Taka która chce być matką, oskarżycielem i katem.
-Kapiś czy ty jesteś zazdrosny?
Jej ton zdecydowanie nie pasuje do sytuacji...Jest bardziej radosna niż wściekła. To mi się zdecydowanie nie zgadza.
-Nie jestem, po prostu się martwię.
-Jasne Kapiś, w sumie to moglibyście być uroczą parą.
Co?! Chyba nie zostałem dobrze zrozumiany...A może po prostu się zgrywa...
-Nie to miałem na myśli.
Akurat w tym momencie dała o sobie znać jej miłość do gejów? W gruncie rzeczy nic do tego nie mam a nawet na swój sposób się zgadzam. Orientacja to ostatnia rzecz o której powinienem myśleć w mojej sytuacji.
-Od razu jak go zobaczyłam uznałam że będzie dla ciebie odpowiedni. 
-Przestań, proszę i posłuchaj mnie.
Odbija mi czy zaczyna się robić gorąco? Tak jakby mi po prostu ciężej...Kurde aż tak się denerwuje?
-Wysłucham cię ale najpierw daj mi dokończyć...
Chyba rozpocząłem nieskończoną spiralę homo wywodów na mój temat...

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kącik pseudo-poetycki cz.1

Caedes cz.1 Koniec nudy

Również Caedes cz.15 Karnawał w krzywym zwierciadle z tym że w wydaniu dla Wici