Również Caedes cz.15 Karnawał w krzywym zwierciadle z tym że w wydaniu dla Wici

Nie jestem imprezowym typem, znaczy jeśli chodzi o widywanie się ze znajomymi to wszystko jest dobrze. Z kolei zabawy miejskie, koncerty czy inne wydarzenie z wielkimi grupami to nie moja bajka. A przynajmniej tak było do dnia dzisiejszego lub raczej tak sobie wmawiam. Mimo że idę tam w najlepszym towarzystwie. Chociaż lubię sporo osób to przy tej dwójce czuje się bezpieczny. A podniesiona garda w ostatnim czasie liczy się dla mnie jak tlen. Poczucie tego że nic mi nie grozi pewnie jest złudzeniem ale na swój sposób mnie cieszy. Aktualnie przeglądam się w lustrze i mogło być gorzej. Może i mam cienie pod oczami które zaczynają przypominać umyślny efekt to nie jest źle. Naprawdę moja twarz nie jest w najgorszym stanie z całej mojej osoby. Plus taki styl ma swoich wiernych miłośników. Glany, częściowo elegancki ubiór i aparycja ćpuna może się podobać. Fajnie byłoby pogrążyć się w błogości łóżka ale teraz to nie jest zbyt łatwe. Kiedy odpoczynek zaczyna być trudny to wiemy że coś jest nie tak. Choć w moim życiu są gorsze rzeczy. Przykładowo bycie obiektem westchnień mordercy. Ciekawe w jaki sposób on zapatruję na tą relację. Pewnie w jego oczach jestem jelonkiem który wymyka się z między szczęk śmierci. Powinienem skupić się na czymś innym niż, przykładowo tym że czeka na mnie wspaniały dzień. Pora zobaczyć się z Wicią i Krzesądem. Zobaczymy się na miejscu, mam nadzieję że jakoś ich zauważę w tłumie...

...
Wszędzie było pełno wstęg i dekoracji w barwach czerni i purpury a do tego wieczorne niebo przyozdobiły latające lampiony przywiązane niewidocznymi teraz sznurkami do słupów i wyłączonych świateł ulicznych. Przed przyszłą kawiarniaą za pomocą kredy jest wyznaczony biały półokrąg, będący swego rodzaju sceną. Zastanawia mnie ustawienie takowej patrząc na to że artyści biegają miedzy nami śmiertelnikami. Ludzie giętcy jak guma ubrani w czerń wyglądający jak chodząca makabra...Horror chodzący na czworaka z tym że w pozycji mostku. Są też szczudlarze żonglujący wszelkimi różnościami nad naszymi głowami. Na dodatek zabiegani skrzypkowie tańczący tu i tam, zsynchronizowani w ruchu i melodii. Jest i on mistrz ceremonii co w kręgu stoi jakby czekał na kogoś...Prawie tak jak ja...Gdzie się podziewają Wicia z Kapim? Znowu mu się coś stało? W sumie ta zabawa też nie jest za pewnym miejscem. Spodziewałem się że będzie się roiło od policji...A jednak nawet ja mogłem się mylić. To już krytyczny pokaz ich bezmyślności, gdyby jeszcze robili jakieś postępy. Prędzej Kapi znajdzie jakiś sensowny trop niż oni cokolwiek ogarną. A jak już o nim mowa to widzę jego niezdarną sylwetkę rozglądającą się po początku tłumu. Czyżby mnie szukał? Pora dać mu się znaleźć...

...
Gdzie oni mogą być? Mogliśmy się inaczej umówić bo teraz nie wiem czy ich znajdę. Ręka na ramieniu zaznaczyła że mój problem jest mniejszy...Choć możliwe że z początku lekko zapiszczałem.
-Krz-Krzesąd?
-Aż tak cię przestraszyłem? Wyglądasz jakbyś miał dostać zawału.
-Nie tylko o to chodzi. Wiesz takie imprezy to nie moje klimaty.
-Moje też nie jednak przyznaje że ta jest niepokojąco ekscytująca.
-Zgadzam się, z tym że pytanie brzmi gdzie jest Wicia?
Zaczęliśmy się patrzyć w cztery strony świata i nic...Kurde ta dziewczyna jest dość rozpoznawalna więc czemu nigdy nie udaje nam się jej znaleźć. Białowłosej nigdzie nie ma a pojawi się znikąd, jak zawsze.
-Spokojnie Kapi, my jej nie znaleźliśmy więc to ona nas znajdzie.
Gdyby nie chodziło o moją najlepszą przyjaciółkę to bałbym się gdyż to brzmiało niepokojąco. Punktualność przyjaciółki opisana niczym potwór z horroru to znak że z Krzesądem mamy za dużo wolnego czasu.
-Chłopaki!
Odwróciliśmy się w taki sposób że wzajemnie uderzyliśmy się w głowy. Po chwili szoku zauważyliśmy śmiejącą się z nas Wicie. Poza bólem głowy czułem też spojrzenia paru osób które stały najbliżej nas. Na ich miejscu nie odwracałbym się od atrakcji szczególnie takiej po której można się spodziewać nawet noża w plecach. W sumie najbardziej niepokoją nas przedmioty latające nam nad głowami. Fakt, faktem to głównie piłki ale widziałem też miecze i pałki. Ja nie wiem jak ci wszyscy ludzie wierzą w zdolności tych artystów znikąd. Przecież oni są tylko osobami takimi jak my a co za tym idzie są omylni jak my wszyscy... Niby jestem szalony a czasem mam czuje że tylko ja myślę w tym mieście. Z drugiej strony na swój sposób ta impreza jest imponująca, dawno nie było tu tak pięknie. Ciekawe czy dadzą darmowe drinki? Z tych myśli wybił mnie głos z wczoraj...Człowiek pośród kredy w końcu zdecydował się poprowadzić to zdarzenie dalej.

-Panie, panowie, demony i złe duchy! Mam zaszczyt pokazać wam sztukę z dalekich krain!
Pewnie mają to opracowane od dłuższego czasu bo jak zaklęci wszyscy którzy przykuwali naszą uwagę postanowili odejść za lokal żebyśmy widzieli to czego chce ich herszt. No i muszę powiedzieć że ta zapowiedź mnie mocno zachęciła! Sądząc po Wyrazie twarzy Wici podziela ona moje zdanie...Krzesąd jak to Krzesąd ma swój stoicki i niewzruszony sposób bycia. Mam wrażenie że emocje wywołało by u niego tylko złapanie naszego przeciwnika. W sumie chyba tylko to sprawiło że ten chłopak pojawił się w moim życiu...To że nie umiem zginąć i fakt że jest jakiś chory cel w polowaniu na mnie!
- Przejdźmy naprzód, chyba chcecie mieć dobry widok!
Tym sposobem Wicia pociągnęła mnie i stoika do przodu w ciągle zacieśniający się tłum...Każdy tak ma że w tłumie oddycha mu się gorzej? Jakbym nie mógł złapać tyle powietrza co zazwyczaj. Spokojnie, to tylko chwilowe jak zawsze zaraz poczuje się lepiej szczególnie że nie jestem tu samotnie. Myśl o dwójce kompanów Kapi, dzięki temu poczujesz się lepiej... Idąc z w sumie zamkniętymi oczyma znaleźliśmy się prawie na samym przedzie, przed nami znajdował się tylko jeden rządek ludzi. Na nasze szczęście nie było tam żadnego dwumetrowego gościa prosto z siłowni który by wszystko zasłonił. Ku mojemu niepokoju wydało mi się że złapałem kontakt wzrokowy z mrocznym jegomościem. Tak to na pewno mi się wydaje, koleś ma na czym się teraz skupiać. Z za jego pleców zaczął wyłaniać się gęsty, szary dym w objęciach którego prawie zniknął...
-Zastanawiało się kiedyś państwo który żywioł ma największe walory estetyki? Ten sam który jest dla nas śmiertelnych niezwykle niebezpieczny.
Jeszcze trochę i tu się chyba zacznie pokaz poezji lub coś w tym stylu. Jednak to co zrobił uświadomiło mi że tym bardziej dziś nie będzie nudno. Szybkim ruchem odrzucił cylinder i zdarł z siebie płaszcz. W efekcie czego dane nam było ujrzeć tatuaż zdobiący mu klatkę piersiową. Czarną głowę kozła o poczwórnych szarych rogach, na czole którego znajdowała się biała ośmioramienna gwiazda. Nie było nawet czasu zastanowić nad tymi mrocznymi znakami bo na prawym i lewym krańcu kredowego koła pojawiły się ognie. Pochodnie? Musieli je jakoś podstawić kiedy wszyscy skupiliśmy się na prowadzącym. Z kolei on podniósł z ziemi karafkę i kolejną pochodnie. Mam pewność iż takowe się tam wcześniej nie znajdowały Przedmiot w jego ręce nagle zapłonął żywym płomieniem jakby bez źródła ognia. Wziął potężny haust ze szklanego naczynia i odrzucił je za plecy. Szczerze miałem lekką nadzieję na dźwięk tłuczenia się rzeczonego obiektu co niestety się nie stało. Najwyraźniej ktoś z jego ludzi miał na tyle dobry refleks żeby je złapać, czego nie dało się zobaczyć bo dym był tam zbyt obszerny. Wracając do pokazu, zaczął artysta  zaczął podrzucać płonącym przedmiotem między rękoma i za siebie jednak łapiąc je za każdym razem. Co więcej lekko przy tym podskakiwał co chyba miało być pokazem umiejętności...A tylko wyglądało głupkowato i zbędnie. Następnie uniósł płonący kij znacząco nad głowę i splunął w niego a to spowodowało pojawienie się słupu ognia. Żeby tego było mało zaczął stopniowo schodzić do parteru i przekręcać się wokół własnej osi. Nie wiem czy moje nogi ogólnie umiałyby się tak wyginać...
-A to dopiero początek moi drodzy, w końcu chcemy was dziś nasycić sztuką!
Głos jakim on przemawia przypomina mi każdy możliwy sposób w jaki wypowiadają się opętane osoby w filmach.  Niski, zachrypnięty i jeżeli są w nim jakieś emocje to cynizm i szydera.
-Do następnego elementu przedstawienia potrzebuje ochotnika! Tam w drugim rzędzie! Chłopak o niewyspanej urodzie!
Wskazując na mnie swoją ręką rozwiał wszelkie wątpliwości i nadzieję na powrót do domu w jednym kawałku. Zanim cokolwiek powiedzieć, zaprotestować albo uciec zostałem wypchnięty do przodu przez moich przyjaciół. No wielkie dzięki moi drodzy! Posłałem im jeszcze tylko mordercze spojrzenie zanim ponownie odwróciłem się do sceny.
-Chłopcze, ustaw się tu na środku.
Po tych słowach wskazał mi miejsce o które chodzi. Przełknąłem ślinę i zrobiłem czego chciał. Usłyszałem kroki drugiej osoby, i szybko się na takową spojrzałem. W dymie trudno było mi stwierdzić czy jest to męska czy damska sylwetka. W rozpoznaniu nie pomagała biała maska pozbawiona ust którą ten osobnik miał na twarzy. ten ktoś był odziany w workowy płaszcz z cienkiego materiału który wydawał mi się trochę zbyt łatwopalny. Tak samo miał dłonie zasłonięte skórzanymi rękawicami. Moja obsesja na punkcie szukania znaków szczególnych zostanie dziś niespełniona. No nic, znowu spojrzałem na pana przerażającego. I nie byłem uradowany tym co ujrzałem. Tym razem w jego dłoniach było sporo łuczyw co jest pięknym określeniem na pochodnię które zapamiętałem na historii. Mam nieprzyjemność domyślać się o co chodzi.
-Chociaż dane wam było dziś ujrzeć żonglerkę w wykonaniu naszych kamratów to mam nadzieję że wam się nie przejadło!
O cholera, oni naprawdę chcą to zrobić? Czy ja mam ubezpieczenie od podpalenia? No i ten ucieczka chyba nie zaszkodzi mojemu honorowi w tym przypadku. Posłałem widowni przerażone oblicze i bez słów poruszyłem ustami błagając o ratunek.
-Tylko spokojnie mój drogi! Im bardziej panikujesz tym będzie gorzej!
Takowe słowa ani trochę mi nie pomagały. Co więcej znowu mam wrażanie jakby zacisnęły mi się płuca. I ręce zaczęły mi się pocić, jednak dalej tam stałem...Czemu? Strach przed wyśmianiem chyba był mocniejszy niż przed umieraniem.
-Poza tym robiliśmy to już wiele razy. Także nie lękaj się.
Stałem przodem do widowni, a każdy z dwóch kuglarzy po przeciwnej stronie mojej osoby. Po prawej ten straszny zaś z lewej tajemniczy. Człek o żółtych kłach jeszcze tylko oblizał się perwersyjnie i rozbrzmiała muzyka. Raczej pieśń kakofonicznego mechanizmu zwanego katarynką, tak to lepsze określenie. Zabawne że to właśnie była moja ostatnia myśl przed tym horrorem. Dla patrzących to mogła być niezła zabawa, jednak dla mnie uczcie gorąca przed twarzą i na plecach nie sprawiało przyjemności. Brak mi pewności jeśli chodzi o moment  kiedy zacząłem się trząść a po policzkach spłynęły mi pierwsze krople. W myśli prosiłem o koniec lecz zamiast tego tępo ognia przyśpieszyło. Kiedy nareszcie nastało zakończenie strach ruszał mną tak bardzo że utrzymanie równowagi okazało się niemożliwe. Ktoś jednak powstrzymał moje spotkanie z kostką brukową. Moja twarz była schowana w jego ramieniu i choć go nie widziałem to byłem pewny kto to. Krzesąd który widocznie chciał naprawić swój błąd jakim było wcześniejsze zachowanie...Rozumiem, to miała być zabawa ale nie była.
-Chcę do domu. Proszę cię.
Czułem jak do moich oczu napływa więcej łez.
- Jasne, idziemy od razu.
Ten spokojny głos był idealny w takich chwilach. Wyprostowałem się i uciekłem z jego objęć, nie byłem spokojny lecz miałem dość tego miejsca. Poczułem jeszcze przepraszającego spojrzenie Wici która była blisko chłopca z parku. W momencie naszego odchodzenia usłyszałem szyderczy chichot. 
- Czego ryczysz głupie dziecię?! Przecież jesteś nietknięty, z takimi jak ty nie ma zabawy.
Ten pełny pogardy bełkot dotarł do nas jak już byliśmy w tłumie. Nie wiem po co dałem się sprowokować kiedy się odwróciłem. Na jego twarzy był szok a usta miał rozwarte w niemy krzyk. W końcu niczym rażony gromem padł ciężko na ziemie odbijając się jeszcze lekko...Za nim stała dobrze mi znana wysoka postać. Wyłaniał się ze sztucznej mgły coraz bardziej... A tajemniczy pomagier artysty uciekł w popłochu w dym...Tłum w którym nadal byliśmy wpadł w panikę i próbował rozbiec w najróżniejszych kierunkach. Czemu tylko próbował? Otóż niezależnie w którym kierunku odwróciliśmy wzrok był jeden doktor plaga...Moje płuca jakby zrobiły się pustę a próba oddychania okazała się daremną. Im częściej odwracałem się gdzieś w chaosie tym więcej ciemności miałem przed oczyma aż nastała całkiem...Ucichły nawet przerażone krzyki które już ledwo przypominały ludzkie odgłosy.
...
 -Musiałeś zemleć w takiej chwili?! Musimy go jakoś zasłonić przed stratowaniem. 
 Mimo oczywistości jej słów byłem pod wrażeniem trzeźwego umysłu jaki zachowała w tej chwili. Oboje ustawiliśmy się pomiędzy galaretkiem tak żeby upewnić się że nikt go przypadkiem nie stratuje lub skopie. Na szczęście jego klatka się unosiła, to nie było najlepsze miejsce na udzielanie pierwszej pomocy. 
-Masz rację Wiktorio szczególnie że ci mordercy nie są prawdziwi.
-Nie są?! 
Ta nagła zmiana tonu przekonała mnie że jednak nie jest spokojna ale jak widać Kapi jest dla niej dostatecznie ważny żeby ryzykować. 
-Powiedz mi no od kiedy z jednego mordercy robi się kilku?
Spojrzała na mnie jakby sobie coś uświadomiła.
-Nie chcesz chyba powiedzieć że...
-Właśnie chce, to te błazny robią z nas okrutny żart i chyba nawet jeden z nich zauważył że coś jest nie tak. 
Pierzasty z przodu zauważył dziwną formacją jaką utworzyliśmy i zrzucił z siebie maskę. To samo stało się z trzymanym przez niego narzędziem.  Pod maską krył się nieznany nam młody czarnoskóry mężczyzna. Jego mięsiste wargi otworzyły się w minie pełnej zdziwienia. Tak samo jego brązowe oczy szybko spojrzały na leżącego na ziemi Kapiego. Zaczął biec w naszym kierunku i krzyczeć do reszty żeby przestali. Nie wiem czy dźwięk jego słów do nich dotarł czy też zauważyli iż coś się stało...Stopniowo zaczęli zrzucać sztuczne ptasie oblicza...Część z nich była mi zupełnie obca a niektórych kojarzyłem właśnie z dziś...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kącik pseudo-poetycki cz.1

Caedes cz.1 Koniec nudy