Caedes cz. 12 Gra

Gdzie ja jestem? Zaraz... dom Adriana. Jestem w wannie?
Przynajmniej mam blisko lustra. Jeżeli coś na mnie narysowali to naślę na nich Krzesąda. Dobra, moja twarz jest nietknięta.
Czyli ci durnie jeszcze pożyją. Nie chcę mi się sprawdzać reszty ciała. Tylko czemu byłem w wannie?
Nie wypiłem aż tyle... Rozpocząłem szukanie reszty. Zastanawiające, ktoś ukradł mi skarpetki... fajnie. Ta podłoga jest podgrzewana. Zapamiętać - kiedy rodziców Adriana nie ma w domu chodzić tu na boso.
Chyba powinienem wrócić do poprzedniego zajęcia. Idąc w stronę kuchni usłyszałem szlochanie. To Vincent. Nie zauważył mnie. Schowałem się za blatem żeby mnie nie widział. Tylko po co? Chyba powinienem coś zrobić. Wstałem, zaszedłem go od tyłu i... przytuliłem. Nie miałem innego pomysłu. Chyba nie umiem pocieszać.
- Co jest?!
- Cześć, Vin.
- Hej, Kapi. Długo tu jesteś?
- Na tyle, że wiem iż jesteś smutny.
- Aha. Czyli tylko tyle.
- Rodzice, prawda?
- Skąd?
- Z tego co mi wiadomo są problematyczni. Wiesz, znamy się dość długo.
- Tak, wiem. Nie mów nikomu, że płakałem.
- Ok.
Vin w miarę się uspokoił, a ja nalałem sobie wodę do szklanki.
- Czemu byłem w wannie?
- Testowaliśmy efekt mojej zabawy w alchemika. Sorki.
- No i czemu straciłem skarpetki?
- Blady uznał, że to dla twojej wygody.
- ...Ok.
- Tak w ogóle, to gdzie są wszyscy?
- Monia śpi z Wicią na kanapie w salonie. Arni nadal na podłodze. Blady na fotelu, a Adrian w swoim pokoju. Z kolei Maria poszła do domu.
- Sama?
- Nie no, ja i Adi ją odprowadziliśmy.
- Gdyby morderca ją spotkał sam na sam.
- Współczułbym mu, bo miałby po tym traumę!
- Ja też.
Żartowaliśmy sobie przez chwilę aż tu nagle... dźwięk tłuczonego szkła. Co o dziwo nie było efektem mojej niezdarności.
- Co to?
- Nie wiem, Vin, ale któryś z nas idzie to sprawdzić, a drugi idzie budzić resztę.
Vin spojrzał na mnie z lekkim przerażeniem i... smutkiem? Powinienem skupić się chyba na czymś z grubsza innym niż jego osoba.
- Powodzenia w sprawdzaniu, Kapi.
- Dzięki, Vin.
Czyli to mi została do zrobienia ta gorsza robota. Udałem się w kierunku źródła hałasu. No i znalazłem się przy szklanych drzwiach prowadzących na podwórze, a raczej tym co z nich zostało. To nie może się dobrze skończyć. Znowu dźwięk tłuczonego szkła, a co gorsze światła padły... O nie, o nie, o nie! Tylko nie to, i będzie już tylko gorzej.
- Pobawimy się?
O...to on... Tak, to doktor obok mnie... w ciemnościach.
Złapał mnie za szyję i zaczął zaciskać dłoń na takowej, następnie  podniósł mnie do góry.
- No, czekam na odpowiedź.
Ledwo łapałem oddech, a on mówił do mnie jak gdyby nigdy nic. Jego siła jest nienaturalna, pokonuje mnie jedną ręką.
- O...K.
Opuścił mnie. Zamiast uciekać padłem na kolana i łapałem oddech. Ten gość jest chory. Nie wiem czego boję się bardziej - jego czy ciemności. Ona też sprawia, że ciężej mi oddychać. Otacza mnie, obciąża.
- A teraz powiem co masz zrobić. Dostań się do salonu, ale uważaj, na podłodze ktoś coś potłukł. Co za niezdary.
Robi dość spore przerwy między zdaniami. Zapamiętam to. Poszedł za mnie i... popchnął mnie. Jeżeli ktoś jeszcze spał to mój krzyk go obudził. Potłuczone szkło szybko rozdarło mi skórę na stopach.
- No idź że. Chyba, że mam cię popchnąć.
Wolałem nie czekać aż to zrobi. Wykonałem kolejny krok... i kolejny. To jest okropne! Ten korytarz jest dłuższy niż wcześniej.
Te zęby... O nie. Te nienaturalne białe zęby znikąd
- Dawno się nie widzieliśmy!
- Ciebie nie ma!
To mój koszmar, mrok w moim umyśle. Efekt jebanej fobii! Jedynie przywidzenie, ale teraz jest równie realne co on.
- O nie jesteśmy sami Kacperku! Ja z jednej, on z drugiej strony.
- Spieprzaj!
- Oj, nieładnie!
O kurwa, doktor uznał, że to do niego. Mogłem ugryźć się w język a zamiast tego wkurzyłem psychopatę. Już wcześniej miałem wystarczający problem bycia na jego celowniku a tym razem przeszedłem sam siebie.
- Teraz cię ukarzę!
Słyszę, że się do mnie zbliża. Muszę biec. Mimo tego bólu. Nie mogę się zatrzymywać. I jeszcze ten śmiech. Ten chory śmiech... niech ktoś da mi światło żeby chociaż on zniknął. Błagam, żeby to był tylko cholerny sen. Biegłem... i wywaliłem się. Moja broda, szyja i ręce... tyle krwi. Śmiech tego gówna mnie wkurwia.
Muszę wstać, on jest coraz bliżej. Przywaliłem własnym ciałem w drzwi od salonu i... światło, błogosławione światło. I oni za prowizoryczną barykadą z mebli. Byli przerażeni tym co zobaczyli. Mną skąpanym we własnej krwi. Zaciągnęli mnie za barykadę, a Adi zakluczył drzwi, do których nasz morderca zaczął się dobijać!
- Wpuście mnie! Chcę się tylko pobawić!
- O kurwa! Zginiemy, zginiemy marnie!
 Vinowi zaczęło odwalać!
Nagle przestał walić w drzwi. Dopiero teraz zauważyłem, że Adi ma pistolet. Zapewne rodziców do obrony przed potencjalnym włamywaczem. Przyznaje im. Uzbrojenie się to był dobry pomysł.
- Lepiej jeszcze poczekajmy.
- Racja... Adrian.
- Opatrzcie go! I gdzie Wicia?
- Zemdlała, towarzyszu Adi. Ma ktoś bandaż?
- Masz moją koszulę.
Blady zaczął rozdzierać koszulę Adriana. Na wstępie wyjmował ze mnie szkło co wywołało krzyki i jęki bólu. Vin siedział skulony i przerażony. Jak ja to znam. Też najchętniej zacząłbym ryczeć ze strachu. Wyciągnąłem w jego stronę rękę.
- Już...wszystko...dobrze.
Blady kończył opatrywanie mnie. Cieszy mnie, że mogę zrzucić winę na moje rany za to, że się zacinam. To strach, a nie utrata krwi jest powodem. Jestem tchórzem... nędznym tchórzem.
- Adiś.
- Tak, Kapiś?
- Wezwaliście policję, prawda?
- Blady?
- No co? Myślałem, że Monia to zrobi.
- Telefon mi padł, nie miałam jak.
- Już dzwonię, towarzysze.
Po kilku godzinach przyjechała policja i karetka. Ratownicy podnieśli mnie i umieścili na noszach.
- Jak się czujesz, młody?
- Źle!
Po co było to pytanie?! Kurewsko mnie boli!
- Moja przyjaciółka zemdlała.
- Zobaczymy co z nią.
Na noszach przenieśli mnie do karetki. W drodze rozpoczęli opatrywanie mnie. Bez zastrzyków przeciwtężcowych się nie obejdzie. Przynajmniej przeżyłem, chociaż pewnie zostaną mi blizny. Koszmar wrócił jak zawsze kiedy nadchodzą ciemności. Miałem nadzieję, że już go nie spotkam, ale on wrócił. Zawsze wraca. Nie będę ryczał, jeszcze nie. W domu utopię się w swoich łzach.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ship Time! cz.3 Kapi x Doktor "Kotek w piwnicy"

Caedes cz.1 Koniec nudy

Meridianam cz.1 Nowy