Caedes cz.4 Symbol

Nie spałem zbyt dobrze tej nocy. Ciągle i ciągle i ciągle uciekałem przed tym doktorem w ciemnym lesie. Już sam fakt, że było ciemno jest przerażający. Ach, ta nyktofobia. Taka piękna. Do tego on zawsze mnie łapał. Zawsze mnie znajdował. Muszę się przebrać. Spociłem się ze strachu.Moja twarz przybrała grymas zaskoczenia. To chyba jakiś żart!                                                                                 
Tatuaż?  Na górnej część mojego ramienia mam tatuaż! Przecież ostatnio nie piłem. Choć nie, ja w ogóle nie piję. Przecież jestem grzecznym chłopcem. Okłamuję sam siebie. Ale to oznacza, że on tu był... w nocy. Nie dostrzegłem go choć budziłem się tak wiele razy. Czyżby moje sny to jego wpływ? Znowu mówię sam do siebie. Jakimś sposobem mam teraz coś na kształt odwróconego ,,A"na ciele. To jest chore. Jakiś pojeb włazi sobie do mnie do domu i robi mi tatuaż!
Tak, to na pewno jakiś popapraniec, który lubi uczniów liceów. Tak, na wszystko jest sensowne wytłumaczenie. Przebrany wróciłem do pokoju, a tam... on znowu tu był i poskładał moje łóżko. Jestem pewny, że wcześniej jak zazwyczaj wywaliłem kołderkę na podłogę. A tu wszystko elegancko poskładane jak w hotelu. Kogo ja oszukuję? To demon. Zje mnie. Albo lubi chłopców. Przynajmniej będę po pierwszym razie, hura! Jestem zmęczony. Muszę odpocząć. A więc idę ubłagać mamę o zostanie tu. Tak, mam plan. Zostanę w domu i wezwę kogoś do tego żeby był moim obrońcą przed rodziną.
Arnold! Jego jeszcze lubią. Udałem się do królestwa mojej mamy - kuchni. Nie chcę jej obrażać. Po prostu świetnie gotuje i lubi to robić. Miałem racje była tu. Moja mama jest dla mnie bardzo mieszaną osobą jeżeli chodzi o charakter. Ma duże zielone oczy które po niej odziedziczyłem, tak samo jak ciemne długie włosy i bladą skórę.
- Mamo!
- Ok, możesz zostać.
 Łatwo poszło.
- Co?
- Możesz zostać. Słyszałam jak rzucałeś się przez te koszmary.
- Dziękuję, mamo. (ucałowałem ją w policzek i czym prędzej wybiegłem stamtąd)
W pokoju jak najprędzej ubrałem spodnie. Tak, wcześniej nie miałem ich na sobie. Ale ze mnie bezwstydnik. Wtem zauważyłem, że na biurku leży nowa wiadomość.
,,Chłopcze, zawsze cię widzę, np. kiedy się kąpiesz albo sam wiesz co robisz.
Zapewne już zawsze będziesz miał na sobie spodnie. Tak na wszelki wypadek.
Twoje zadanie na najbliższe 3 dni to dowiedzieć się co oznacza symbol, którym cię naznaczyłem."
Och, jak miło. Czyli mam dwa zadania. Sprawdzić ten znak i na wszelki wypadek kupić pas cnoty. Moje i tak niezbyt cudowne życie zmieni się, tylko jeszcze nie wiem jak bardzo. Dobra, teraz czekać aż Arnold skończy zajęcia. Na szczęście braci i ojca nie ma w domu. Może nie wrócą. Przez to bycie jego oczyma zwariuję. W sumie kim on jest? Ten symbol to odwrócone ,,A", Musi mieć jakieś znaczenie. Tylko jakie? Szkoda, że Wici nie ma aktualnie w mieście. Jej wiedza by się przydała. A no tak, zapomniałem. Nikt nie może o tym wiedzieć, bo on zrobi mi krzywdę. Odbija mi. Pójdę na spacer. Tak, to na pewno dobry pomysł. Szczególnie, że na zewnątrz grasuje morderca, któremu pomyliły się epoki. A więc udałem się na spacer. Ach, ten piękny opuszczony park. Uwielbiam go. Zawsze siedzę tu kiedy mam dosyć. I jak zawsze połowicznie leżę pod wielkim drzewem. Drzewo życia. Tak je nazwałem. Wygląda najbardziej majestatycznie ze wszystkich drzew. Niczym ich pan. Moje rozmyślania przerwał gość spadający z drzewa. Jak gdyby nigdy nic wstał i zaczął palić papierosa. Był to młody mężczyzna w obdartym granatowym płaszczu, najzwyklejszej koszulce bez nadruków. Dolną część jego ubioru tworzyły spodnie nieznanego mi materiału i dwa różne trampki jeden biały a drugi czarny. Miał ciemne włosy z grzywką na lewe oko. Mimo wszystko jego fryzura była w nieładzie. Prawe oko które było widać bez trudu było niebieskie zaś lewe zielone. Miał tatuaż na szyi wyglądający jak dwa cierniowe kręgi. Miał stoicki wyraz twarzy.
- Nic ci nie jest?!
- Nie. Już przywykłem.
- Aha.
- Krzesąd jestem.
- ...Kacper
Co to ma być za imię?!
- Normalne.
- Nie powiedziałem nic o twoim imieniu.
- Ale pomyślałeś.
- Skąd wiesz?
- Jestem jasnowidzem. A tak serio ludzie często się czepiają do tego imienia.
- To przykre.
- Przywykłem.
- Ale i tak mi przykro.
- A mówią, że ja jestem dziwny. Człowiek posiadający sumienie, to dopiero dziwne.
Gość zaczął badać mnie wzrokiem. Gdyby się dało zrobiłby we mnie dziurę tym spojrzeniem.
- Jestem aż tak piękny?
- Ha Ha Ha! Bardzo śmieszne. Wybacz, nie jesteś w moim typie.
- Ok.
- Idziemy do ciebie?
- Co?!
- Nie chce mi się siedzieć w parku.
- Ale czemu chcesz iść gdzieś ze mną?
- Polubiłem cię.
To było dziwne ale tą niezbyt długą drogą z parku do okolic domków jednorodzinnych udaliśmy się do mnie w milczeniu.
Po dotarciu do domu natychmiast udaliśmy się do mojego pokoju. Tylko czemu wpuściłem nieznajomego do domu? Co mi odwaliło? 
- Boisz się mnie?
- Czemu tak sądzisz?
- Widzę jak się trzęsiesz.
- O... przepraszam.
- Programy na konsoli? 
Co z nim nie tak? Gram z obcym gościem na konsoli po tym jak wpuściłem go do domu. Przynajmniej wiem o nim, że jest mistrzem bijatyk. Wtem rozległ się dźwięk dzwonka.
- Idę otworzyć.
- Ok, Galaretko. 
Hura! Nowe przezwisko do kolekcji. Osobą po drugiej stronie drzwi był nie kto inny jak Arni. Arnold był sporym umięśnionym blondynem będącym fanem lekkiego dresowego ubioru. Był niezbyt bystrym aczkolwiek miłym chłopakiem.
- Już myślałem, że będę musiał rozbić tu obóz, Kacprze.
- Cześć, Arni.
- Hej, Kapi. Idziemy grać!
- Ok.
Krzesądem pomartwię się jak przejdzie do przedstawiania ich sobie. Dotarliśmy do pokoju i... nie ma go tu. Ale za to okno jest otwarte. Problem jest taki, że mój pokój jest na piętrze.
- Co to za mina. Aż tak boisz się przegranej?
- Twoje niedoczekanie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ship Time! cz.3 Kapi x Doktor "Kotek w piwnicy"

Caedes cz.1 Koniec nudy

Meridianam cz.1 Nowy