Caedes cz.8 Lizanie ran

Ktoś... mnie ciągnie... po ziemi. Zimno tu... Ledwo co widzę. To boli! To w sumie oczywiste zważywszy, że przed chwilą zostałem... No właśnie... zabity? Czy może to sen i zaraz wszystko dobrze się ułoży? Znowu... ciemno... Dziwne czy im bliżej śmierci tym cieplej? Bo teraz zaczyna być ciepło. Zaraz... gdzie jestem? To nie zapach lasu... Świeży chleb? Otworzyłem oczy i... co to za miejsce?! Zaraz, to chata tego staruszka? Spróbowałem się podnieść... To był błąd, niebywały błąd!!! Mój krzyk, a raczej wycie z bólu było niekontrolowane. 
- Cicho, Galaretko! Niektórzy tu śpią.
Dźwięki, które się ze mnie wylały nie przypominały zbytnio słów. 
- Rozumiem, że boli, ale leż spokojnie i nie wykonuj gwałtownych ruchów.
Starałem się stłumić krzyk i uspokoić oddech, który był chaotyczny.
- I nie wykonuj gwałtownych ruchów, bo możesz mieć uszkodzony kręgosłup.
- Dzię...kuję.
- Nie ma za co. A nie, jednak jest.
On jest dziwny, ale... polubiłem go. Jako przyjaciela.
- Ja już mówiłem, że cię lubię.
Do tego o dziwo idzie się przyzwyczaić.
- Masz szczęście, że żyjesz. To prawie cud.
- Pić mi się chce.
- To normalka. Straciłeś sporo krwi. 
Krzesąd napełnił chochlę wodą i przybliżył do mnie. Spróbowałem podnieść ręce... to był... błąd! Boli! I to bardzo!
- Uważaj! I leż spokojnie!
Troszcząc się jest dużo straszniejszy. Podstawił chochlę centralnie pod moje usta. Zacząłem pić, a on stopniowo ją przechylał.
- Wiem, że to problem, ale...
- Jesteś głodny. 
Jak zawsze stwierdzał, a nie pytał. Udał się do niezbyt rozległej kuchni. Przyniósł chleb, który pachniał po prostu... ładnie.
- Moje ręce...
- No tak.
Jako że moje ręce nie są zbytnio sprawne... zaczął mnie karmić. Gdyby to było w innych okolicznościach uznałbym, że to romantyczne.
- Właściwie to gdzie Siemiomysł? 
- Razem z pradziadkiem są w lesie. Zbierają zioła. Zużyli ich dość sporo na ciebie.
Jest mi przykro z tego powodu i zastanawia mnie ile jego pradziadek ma lat.
- Nie przejmuj się tym. Oni lubią je zbierać.
Nie zwrócił uwagi na moją drugą myśl. Co stanowi dla mnie pewną ulgę. 
- Podałbyś mi mój telefon?
Bez słowa wziął go i zaczął przeglądać.
- Masz trzysta osiemdziesiąt siedem nieodebranych połączeń i pięćset SMS-ów. 
O, czyli jednak jestem kochany.
- Jakbyś to powiedział - to przykre.
- Co jest przykre?
- Ani jednej wiadomości czy też połączeń od ojca lub braci.
- Jakbyś to powiedział - przywykłem.
- Ale przynajmniej przyjaciół masz wiernych, a ja nie mam przyjaciół.
- Masz mnie. (mój uśmiech nie jest fajny, ale i tak go wykonam)
- Dzięki.
Z jednej strony cieszy mnie, że to powiedziałem. Z drugiej strony nadal mnie przeraża...
- Już na zawsze będziesz dla mnie Galaretką.
Czyli to przezwisko nie zniknie...
- No i powinieneś iść spać w ramach odpoczynku.
Znowu zrobił się Krzesądem pierwotnym...
- Dobranoc.
- Dobranoc.
   ***
*Jakiś czas wcześniej.
** Oczami Krzesąda.
Razem z dziadkiem wróciłem do chaty do której wrócił już pradziadek. Siedział na drewnianym fotelu starszym nawet od niego...Ten mebel pamięta czasy monarchii. Mój przodek patrzył na nas z widocznym niezadowoleniem...W czym niby mogłem zawieść? A może to dziadek?
-Coś się stało Nestorze?
-Po pierwsze nie przypominaj mi że jestem najstarszy a po drugie tak. Zawiedliście moi drodzy chłopcy.
Jego twarz która nie jest przystosowana do gniewu ten jeden z niewielu razy przybrała wrogi wyraz.
-Ten chłopak jest ważny i musi przeżyć a wy puściliście go samego.
-Ważny? Skąd to wiesz ojcze?
No tak pradziadek wie więcej od nas, jak zawsze.
-Czuje to! Jego przeznaczenie jest niewidoczne a to dla mnie równoznaczne z tym że jest ważny.
-To równie dobrze może oznaczać że jego życie nie będzie zbyt długie. Niezależenie od tego co zrobimy.
Obaj wiedzą więcej ode mnie jak za każdym razem.
-Tak wie ale wole iść na ostrożność i...Krzesądzie jesteś tu najbardziej aktywny fizycznie więc rusz za nim i w razie czego nawet przyprowadź go tutaj.
-Tak jest.
-Na wszelki wypadek zabierz swoje sztylety.
-Dobrze dziadku. Niedługo wrócę.
Czym prędzej udałem się za nim. Nie mógł pójść daleko. Nie rozumiem go, martwi się o jakiegoś dzieciaka który być może nic nie znaczy i który może żyć tylko po to żeby umrzeć... Moim oczom ukazał się nietypowy widok. Doktorek okaleczał tego którego miałem obronić... szczerze poniekąd chciałbym zobaczyć jak to będzie i przy okazji zbadać sposób mordowania tego szaleńca... ale nie mogę, no i poza tym nie będę kłamać nawet polubiłem tego chłopaka... No właśnie a ja nienawidzę ludzi i nimi gardzę a on, on jest inny. Dobra chyba powinienem przemyśleć to kiedy indziej i mu pomóc. Złapałem jedno z moich zabawek za ostrze  i rzuciłem w stronę mojego nowego towarzysza zabaw... wbił mu się w ramię jak widać płaszcz nie jest najlepszą zbroją. Jak rażony gromem odwrócił się w moim kierunku i wystawił ostrza w moją stronę.
-Kim jesteś smarku?
-Twoim najgorszym koszmarem.
-Hahahaha! Nawet nie wiesz jak przyjemne będzie dla mnie zrobienie ci krzywdy...
-Mógłbyś się chociaż nie oblizywać ty chory gnoju.
-Ale że jak?! Było to słychać?!
-Nieważne.
-A może zmuszę waszą dwójkę do zabawiania się razem skąpanych w całym tym szkarłacie.
On jest obrzydliwy miałem nadzieje że trafię na jakiegoś fajnego morderce do pokonania.
A tu coś takiego jak on to rozczarowujące. Zanim zdążył coś zrobić zraniłem go w brzuch drugim ostrzem.
-Nie gadaj tyle tylko walcz!
Odskoczył trochę, chyba go zdziwiłem tym że znowu go trafiłem... szczerze nawet się nie starałem.
-Wiesz co? Polubiłem cię... tak ładnie wymachujesz tymi sztyletami to... pociągające.
Pozostawię to bez komentarza bo brak takowego czasem jest najlepszym z możliwych.
-Ale wiesz co? Chyba dziś nie dokończymy tej walki.
Co on knuje? jego umysł jest jak połączenie przypadkowych elementów...
-Ja zacznę uciekać a ty masz dwa wyjścia. Dogonisz mnie i zabijesz albo ocalisz tego chłopczyka.
-Co to ma być?
-Co mogę powiedzieć, po prostu lubię gry i zabawy a tym razem daje wybór w co wolisz się pobawić...w myśliwego lub w nianię a więc wybieraj!
Nim  zdążyłem zadać kolejny cios był już daleko... Znowu rzuciłem moją bronią i... nie trafiłem, zrobił unik a więc jak chce to potrafi.
Muszę zabrać tego chłopaka jak najszybciej do chałupy żeby został ocalony a przynajmniej żeby spróbować go ocalić...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ship Time! cz.3 Kapi x Doktor "Kotek w piwnicy"

Caedes cz.1 Koniec nudy

Meridianam cz.1 Nowy