Caedes cz.3 Początek

Po ostatniej bójce zostały mi nieliczne ślady. Ciekawostka jest taka, że ojciec dał mi zakaz zadawania się z Adrianem i pozostałą dwójką. Na szczęście widzę się dziś z ludźmi, których jeszcze lubi, czyli częścią z moich  koleżanek. Póki co znowu jestem w moim leżu. Najwygodniej zastanawia mi się w łóżku. Tym razem potraktowałem kołderkę należycie. Zamiast barbarzyńsko ją zrzucić, poskładałem i odstawiłem ją na bok łóżka. W ramach śniadania pożarłem pierwszą bułkę jaką znalazłem. Następnie udałem się w okolice fontanny w centrum miasta. I nie było ich nigdzie. Czyżbym pomylił miasto albo fontannę? Choć nie, to jedyna fontanna w okolicy. Czyli znowu pomyliłem miasta. Moja orientacja w terenie taka piękna.
- Kapiś!!!
Nim się odwróciłem, przytuliła mnie. Dobra, raczej rzuciła się na mnie. Efekt był taki, że przewróciłem się i wylądowaliśmy w fontannie.
- No cześć, Wicia. A od dziś chciałem mieć higienę punka.
Wicia jak na dziewczynę jest wysoka aczkolwiek niebywale urocza. Ma długie zabarwione na czarno włosy i delikatną twarz z drobnym noskiem. Umiłowała sobie dwa rodzaje ubioru. Pierwszy to strój utworzony z za dużej koszuli, trampek za kostek i dżinsów barwy niebieskiej. Jej druga kreacja to strój praktycznie wojskowy z desantami jako zwieńczeniem.
- Może jednak wyjdziecie z fontanny, gołąbeczki.
O, i Asia tu jest. Czemu zawsze kiedy ona jest, to ja się kompromituję. Asia jest oziębłą dziewczyną o kasztanowych włosach. Chodzi ubrana jak punk z to różnicą że nosi czarne sznurówki bo nie chce zostać pobita.
- O, hej, Asia
W trakcie witania się, wylazłem z wody
I to, że byłem mokry nie powstrzymało mnie. Złośliwie wtuliłem się w nią.
- Przestań!!!
Oberwałem tak, że znowu wylądowałem w wodzie, ale było warto. Wicia zaśmiała się i pomogła mi wyjść.
- A więc pójdziemy gdzieś się wysuszyć, bo trochę mi mokro.
- Ruszamy do Madzi. (Asia poważna jak zawsze)
Madzia to najlepsza przyjaciółka Asi. Jest długowłosą zwariowaną blondynką. Jako barwę ubioru wyszczególniła sobie niebieski.
Jak powiedziała królowa śniegu, tak zrobiliśmy. Kiedy dotarliśmy do legowiska Magdaleny. Była to typowa szara okolica kilku rządków blokowisk. Asia zaczęła dobijać się do domofonu jak niedźwiedź do ula.
- Czego?!
- Jest Madzia?
- Madzia, jesteś?! Tak, jest.
- Wpuści nas pan?
- Nie.
I to byłoby tyle jeżeli chodzi o naszą wizytę.
- Czyli idziemy gdzie indziej?
Asia spojrzała na mnie jak na debila.
- Nie.
Następnie rozpoczęła masakrowanie drzwi. Jakiś pan mający okulary niczym denka od słoików otworzył je i patrząc na nas z przerażeniem oddalił się.
- Chyba nie zyskaliśmy sympatii mieszkańców.
- Nieważne.
Wicia patrzyła na mnie z litością i pewnym współczuciem. Po przebyciu schodów ukazały nam się drzwi Madzi.
- No to jak chcesz tam wejść, Asiu?
Ona nawet nie patrząc na mnie zrobiła wjazd w drzwi z buta.
- Te drzwi już na zawszę będą naznaczone tym ciosem.
- Lel.
I tym oto sposobem Madzia otworzyła nam drzwi. Patrzyła na nas jak zaskoczony mops.
- Czemu psujecie mi drzwi?
- Bo tamten niedorozwój nie chciał nam otworzyć!
- Jaki niedorozwój? Jestem sama w domu.
- Co?! Przecież nawet się do ciebie darł.
- Dziewczyny, może przestaniecie się drzeć na klatce schodowej. Sąsiedzi zaraz się zbiegną.
- Kapiś ma rację.
A więc w końcu wtargnęliśmy do tego mieszkania. Rzecz jasna, jak kultura, a raczej Asia nakazuje, wszedłem jako ostatni. Moim oczom ukazała się koperta przyklejona do drzwi. Zabrałem ją i czym prędzej schowałem do kieszeni. Czemu? A żebym to ja wiedział. W sumie czemu gadam sam do siebie?
To nawet w myślach jest deczko dziwne.
- Modlisz się do tych drzwi, księżniczko?
- Nie, wiesz? Zakochałem się.
- Madziu, broń drzwi. On się do nich dobiera!
Asia w swoim żywiole. Czemu ja się z nią zadaję? No dobra, wiem czemu, ale to nieważne.
Plus bycia w tym domu to osuszenie się. Kiedy znalazłem się już w pokoju Madzi pierwsze co zauważyłem to Wicia gapiąca się na jej urocze żółwiki. Cały czas byłem skupiony na kopercie w mojej kieszeni i w sumie nie słuchałem tamtych dwóch. Z kolei Wicia od nas wszystkich wolała żółwiki. Kim był gość z tego mieszkania? Co u naszego mordercy? I najważniejsze - co się dzieje z środkiem donuta? Te właśnie pytania męczyły mój umysł.
- Kto uszkodził moje drzwi?!
Ten krzyk niczym hordy piekła mające zamiar zasiać rzeź. O nie! To oznacza, że jej matka wróciła.
- Kacper!!!
- Asiu, czemu?
Zaraz, co? Ona poważnie zrzuciła winę na mnie!
- A więc szczeniak starego kundla będzie płacił.
O, no tak, zapomniałem o tym jakże miłym przezwisku. W sumie czego się spodziewałem? Że ktoś w tym mieście będzie parzył na mnie jak na osobę? A nie na syna mojego ojca? W snach może tak, ale teraz jestem na jawie.
- Przepraszam panią. Zapłacę za drzwi.
 mogłem dziś nie wychodzić i  oszczędności trafił szlag.
- A teraz wypierdalaj!
Wyszedłem z mieszkania, choć prawie mnie z niego wyrzucono. Z każdym stopniem łzy napływały mi do oczu. Jak mogła mnie tak potraktować? Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Przynajmniej udało mi się w miarę wyschnąć w domu Madzi.
- Kapiś!
- Wicia? Czemu nie zostałaś z nimi?
- Bo mój przyjaciel jest smutny?
No tak, zapomniałem. Na nią mogę liczyć prawie zawsze. Szkoda,  że niezbyt idzie mi odwdzięczanie się za jej dobro. Ogólnie chyba jestem kiepskim człowiekiem.
- Nie rozumiem czemu to zrobiła.
- Oj, Kapiś. Po prostu nie chciała mieć problemów, no i wiesz, jej rodzina i tak ma problemy z kasą.
- Tak, wiem, ale i tak póki co jest mi smutno.
-Oj, Kapiś, pewnie jest jej przykro.
- Jasne.
- Nie smuć się. Będzie dobrze.
Wicia cały dzień spędziła na pocieszaniu mnie. W sumie skutecznie. Tylko, że bardziej uszczęśliwiło mnie to, że się starała niż jej faktyczne działanie. Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Musiałem wrócić do domu. Rodzinka na szczęście oglądała jakieś pierdoły w telewizji. Mogłem spokojnie przyjrzeć się kopercie.
Była ręcznie zrobiona i zapieczętowana woskową literą ,,K". Bez większych trudności otworzyłem ją. Moim oczom ukazał się...
 Doktor plagi? B Lekarz z czasów epidemii dżumy? Zaraz, to zdjęcie? Był odziany w czarny strój z białą dziobowatą maską. Miał również trójróg koloru takiego samego jak reszta odzienia.  Najciekawszym dodatkiem do jego stroju było nakrycie nałożone na płaszcz, wyglądało ono jakby było zrobione z piór. Tak... W kopercie jest też jakaś wiadomość.
,,Drogi młodzieńcze, to miasto jest nudne, prawda?
Ten na zdjęciu uczynił je ciekawszym, prawda? Mógłbyś wesprzeć mnie w pokonaniu go?
To pytanie retoryczne. Nie masz wyboru.
Wszystko będzie dobrze i dobrze opłacone, więc bądź spokojny.
Będziesz mymi oczyma.
Przykro przyznać, ale wybrałem cię, bo pokazałeś, że jesteś w ogóle coś wart.
Póki co będzie to nasz sekret, ok?
Tak, znowu nie obchodzi mnie twoje zdanie.
Część zadań będziesz musiał wykonać sam,
a część z moich instrukcji.
Jeżeli zawiedziesz... ukarzę cię.
I obiecuję, że wtedy zaboli"
 Że niby co? Czy właśnie diabeł podpisał cyrograf w moim imieniu? Dźwięk kroków ostrzegł mnie, że czas schować moje znalezisko. Ukryłem je, a do mojego pokoju wtargnął ojciec. Człowiek ten jest wyższym ode mnie brodaczem z widoczną nadwagą. Nawet w domu chodził elegancko ubrany. Nie byliśmy jakoś specjalnie podobni co mnie cieszyło.
- Wróciłeś? Miałem nadzieję, że cię zabił, ale cóż, w takim razie witaj synu.
- Cześć, ojcze.
- Rozczarowałeś mnie tą ostatnią bójką.
- I jest mi przykro.
- Słusznie, ale to nie zmienia faktu, że w ramach kary zabrałem wszystkie twoje oszczędności.
- Co?
- Uznałem, że ci powiem. Powinieneś być mi wdzięczny za szczerość.
- Jasne.
- A teraz idź pozmywać naczynia. Cały dzień czekały na ciebie.
- Oczywiście...
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ship Time! cz.3 Kapi x Doktor "Kotek w piwnicy"

Caedes cz.1 Koniec nudy

Meridianam cz.1 Nowy