Caedes cz.2 Przerwa
Od tamtego zdarzenia minęło kilka dni, a mordercy nie złapano. To było oczywiste, że tym niedojdom od mojego ojca się nie uda.Właśnie siedzę w moim barłogu. Pragnę nie wychodzić z mojego schronienia. No i oczywiście nie chcę iść do szkoły. Wolę zrzucić winę na to, że się boję, co w sumie jest prawdą. Problem jest taki, że nie chcę spędzić tu z rodziną całego dnia. Która godzina? 6.00, a zajęcia zaczynają się o 9. A więc może jednak pójdę? Dobra, koniec tego lenistwa! Zrzuciłem z siebie kołderkę i zacząłem przygotowania do siedliska debili i gnojów. Uszykowany i w pełnym odzieniu spojrzałem w lustro i zachwyciłem się... A nie, jednak wyglądam okropnie jak zawsze. Wyglądam jak zombie. Stanąłem przed drzwiami i zawahałem się... A co jeżeli wyjdę i on tam będzie? To proste - zginę boleśnie i w cierpieniu. Choć to byłoby wybawienie od mojej rodzinki, to mam dla kogo żyć. Wyszedłem i udałem się do szkoły. Znowu czułem ten wzrok. Tym razem niedane było mi go zobaczyć mimo tego, że mgły już nie było. Wolałem się nie odwracać i tylko podążać do mojego miejsca agonii. Skierowałem się do klasy i moim oczom ukazali się Vincent i Adrian. I jak zawsze gadali o anime na korytarzu. Vincent jest niezbyt wysokim chłopakiem o pomalowanych na czarno włosach zaczesanych na grzywkę całkiem zasłaniającym prawe oko. Jest ubrany w ciemne barwy jak zawsze zresztą. Poza tym szyje zdobi mu obroża a ręce tony bransoletek najróżniejszego rodzaju.
- No co ty, Kazama, to oczywiste, że Suzuya jest najlepszy.
- Nie, bo Kaneki.
- Ach, ta piękna rozmowa małych dzieci kłócących się o najlepszą postać.
Lubię ich, ale czasem są dobijający
Lubię ich, ale czasem są dobijający
- Oczywiście, że najlepszy jest Uta.
Tak, jestem jak oni
Tak, jestem jak oni
- Nieprawda!
A teraz zabawiają się w chórek
A teraz zabawiają się w chórek
Moje rozbawienie tą dwójką przerwał mi dźwięk dzwonka, który skojarzył mi się z godowymi odgłosami demona. Nawet na początku dnia szkoła nas nie rozpieszcza. Pierwsza lekcja w poniedziałek to nic innego jak matma. I tak połowa zajęć minęła nam spokojnie, przepełniona miłymi lecz bezsensownymi rozmowami. Aż tu nagle na długiej przerwie... Na dziedzińcu rozpętało się piekło. Nasz szkolny zjeb, Konrad, zaatakował jakiegoś konuska. Konrad był ciemnowłosym chłopakiem ze sporymi ilościami metalu na twarzy i uszach, poza tym ma tatuaż który schodzi mu z karku w dół. Zazwyczaj chodził ubrany jak typowy rozpieszczony nastolatek. Umiłował sobie grupowe uciskanie słabszych od siebie.
Zanim pomyślałem ruszyłem do ataku na tego idiotę. I mój glan wylądował między jego nogami. On się złożył, ale dopiero wtedy ogarnąłem, że jego wszyscy kumple tu są... Tak trochę mam przejebane. Adrian i Vin przyszli mi z pomocą. Vin oberwał w twarz od ,,grubego" Krystiana efektem czego było to, że padł i już nie chciał wstawać. Kazama powalił jednego z braci Geminus, z kolei ten trzymający się na nogach zaczął uciekać, co mu nie wyszło...
Do bójki dołączył się nasz kumpel - Damian ze starszej klasy i przyrżnął mu w splot słoneczny. Damian jest typem cichego okularnika który ubiera się przeciętnie. Aczkolwiek dziwnie jaskrawię. Ma krótkie włosy o barwie smoły. Mało kto wie że jest fanem broni wszelakiej. Wszyscy od Konrada, którzy jeszcze stali, zaczęli uciekać. Wszyscy poza Krystianem. On był za gruby i zamiast uciekać rzucił się na mnie. Zniósł mnie do parteru żebym nie mógł go tak swobodnie glanować. Zaczął masakrować mi twarz i jej okolice. Czemu nikt go nie odciąga?!
- Krystian, przestań, jego się nie je!
O, toż to dyrektor przybył z ogniem i mieczem. Gruby, jak wytresowana świnia, oderwał się ode mnie. Co nie zmienia faktu, że leżę i krwawię sobie trochę. Adrian i Damian uciekli albo pobiegli za uciekinierami.
- Wszyscy do mojego gabinetu, ale już!!!
Głos naszego dyrektora i bez krzyku jest strasznie głośny, a z nim wbija w ziemię.
Głos naszego dyrektora i bez krzyku jest strasznie głośny, a z nim wbija w ziemię.
Dyrektor osobiście mnie podniósł i wręcz zawlekł do gabinetu. Ku mojemu zdziwieniu przed gabinetem byli już Kazama i Damian oraz pozostali dwaj kumple Konrada, jeden z bliźniaków i Stefan, o którym wiem najmniej. Tym dwóm ostatnim ktoś sprał buźki. Ciekawe kto?
- Co im się stało?
- Spadli ze schodów, panie dyrektorze!
Ten uśmiech Damiana jest bezcenny
Ten uśmiech Damiana jest bezcenny
- Doprawdy?
- Tak, a wcześniej brali udział w tej haniebnej napaści na tego drobnego człowieczka.
Wskazał na obcego chłopaka, którego chyba nikt nie zna. Dyrektor zaczął badać nas wzrokiem niczym detektyw rozwiązujący sprawę.
- A więc to było tak...
I tym sposobem zaczął pokaz o dziwo trafnej dedukcji na podstawie sobie tylko znanych poszlak.
- Kondzio, masz poważne kłopoty. Powiem więcej, Kacper i jego kumple nie poniosą konsekwencji za obronę słabszego, a ty już do końca roku będziesz czyścił kible.
- Co?! Nie możesz!
- Ależ mogę. Z kolei twoi kumple będą sprzątać resztę szkoły przez następne dwa miesiące w ramach kary za współudział.
Ten gabarytowy mężczyzna będący tu panem na włościach zyskał właśnie mój szacunek.
- A teraz rozejść się!
U pielęgniarki zostaliśmy opatrzeni i mieliśmy czekać na rodziców, którzy zdaniem pana Magnusa, bo tak mocarnie nazywa się nasz dyrektor, powinni nas odebrać, tak na wszelki wypadek. Pielęgniarka gdzieś poszła, a my spokojnie już czekaliśmy. Opatrzeni i zabandażowani, ale spokojni i szczęśliwi, że nie mamy problemu, a przynajmniej w szkole. Chłopak, który przez cały czas milczał, spojrzał na nas.
- Dziękuję wam.
- Nie ma za co.
Chciałem się uśmiechnąć, ale ból wykrzywił mi twarz w dziwny sposób.
Chciałem się uśmiechnąć, ale ból wykrzywił mi twarz w dziwny sposób.
Nasi rodzice przybyli. Z czego tylko mojemu ojcu towarzyszyła pogarda w oczach. Z kolei reszta wydawała się być na swój sposób dumna, choć zgrywała oburzenie. Bez pokazowego ochrzanu się nie obejdzie... Pokazowego u nich...
Czekam na next!
OdpowiedzUsuńBędzie wkrótce drogi anonimku :).
Usuń