Caedes cz.6 Zmartwienie
* Teraz czas na Adriana.
Ach, ten długi weekend. Nareszcie mogę dłużej pospać po tym jak całą noc rysowałem.
- Wstawaj, pizdo!
W tym momencie moja mama otworzyła drzwi i wylała na mnie wodę. To duża szklanka czy małe wiadro? Nie wiem.
Moja matka to farbowana blondyna zadbana jak na swój wiek. Uwielbiamy się wzajemnie tyrać. To taki nasz sposób na okazywanie sobie uczuć.
Moja matka to farbowana blondyna zadbana jak na swój wiek. Uwielbiamy się wzajemnie tyrać. To taki nasz sposób na okazywanie sobie uczuć.
- Czemu, mamo?
- To proste, bo nie odpowiedziałeś.
Jak ja ją kocham... Nie no ją naprawdę. Ojca nie. Wytarłem się i... ojciec się na mnie gapi. Ten bogaty menel ma mięsień piwny, ciemno siwe włosy z zakolami i zapuszczone bokobrody.
- A teraz musisz...
- Posprzątać dom, wynieść śmieci, zmusić sąsiednie państwa do uległości.
- Nie no, tego ostatniego nie musisz.
Nawet nie zauważył żartu.
- A teraz zapierdalaj!
Bez słów poszedłem robić to czego chciał. O dziwo jest dziś niebywale spokojny. Po robocie... czas na kumpli! Kapiś... nie odbiera?
Od wczoraj nie mam z nim kontaktu. To dziwne. A więc do Vina!
- Co jest, Adiś?
- Jedź do mnie.
- Jedź do mnie.
- Ok.
- Później wyciągniemy też Monię. Monia była niezbyt wysoką dziewczyną o fioletowych włosach. Tak samo jak Kapi też nosiła glany nawet w ciepłe dni, choć w sumie ona niekiedy w takie dni nosiła też kurtkę i bluzy.Vin przybył za jakieś pół godziny.
- Cześć, Adi.
- Cześć. A teraz po Monię!
Chyba był zmęczony, ale co tam. Ruszyliśmy do jej domostwa. Nie straszny nam morderca co nie ma serca. Sia la la la! Bez ceregieli zacząłem maltretować guzik domofonu.
- Czemu?
- Cześć Moniu!
- Co wam ten domofon zrobił?
- Stanął mi na drodze.
Vin się załamał.
- Wyjdziesz?
- Dobrze...
Po chwili ukazała się nam Monia.
- Cześć, chłopcy.
- Cześć, Moniu. (idealne zgranie czasowe)
- To co robimy? (Vin spojrzał na mnie z nadzieją)
- Ok, idziemy zapalić.
- Poczekam na was tu.
- A potem ruszamy na autobus i do Kapiego!
Po karmieniu naszych raków Ruszyliśmy na przystanek. A raczej biegliśmy żeby zdążyć. Dotarliśmy do domu Kapiego. Już miałem zamiar masakrować drzwi... a tu jego ojciec otworzył.
- Wynoście się.
On w wolnych chwilach siedzi przy wizjerze czy co?
- Dobrze. Już idziemy.
Zamiast tego ruszyliśmy za ich dom i czekaliśmy aż ten gość sobie pójdzie. Mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy na niego kiedy wychodził. I znowu poszliśmy pod drzwi. Razem z Vinem rytmicznie niszczyliśmy drzwi. Otworzyła nam jego siostra.
- Czego, debile?
- Witaj, mała jędzo.
- Spadaj, dzieciaku! (Monia się wkurwiła)
- Wiesz kim jestem, suko?
Kto uczy to stworzenie tych słów? Właściwie kto nauczył to coś mówić?
- A wiesz kim ja jestem?! Przysyła mnie prezes Nowak! A teraz spadaj po kogoś myślącego!
- Mamo! (choć uciekała była coraz głośniejsza)
Teraz będzie spina. Może i ta mała jest wredna, ale idzie się z nią dogadać.
- Moniu, kim jest prezes Nowak?
- Wymyśliłam go.
Ja i Vin patrzyliśmy po sobie zszokowani. Ona nie lubi dzieci i to widać.
Mama Kacpra przyszła w miarę szybko i lekko się na nas gapiła.
- Przepraszam w jej imieniu za tamtą panią.
- Ok, wybaczam.
Łatwo poszło. Aż za łatwo.
- Kacper jest w domu? Bo nie odbiera ode mnie.
Jej twarz posmutniała, a łzy napłynęły jej do oczu.
- Miałam nadzieję, że jest u kogoś z was, że po prostu uciekł z domu...
Łzy spływały jej z twarzy.
- Od wczoraj nie wrócił do domu i od wczoraj nie odbiera. Zostaliśmy tam chyba kilka godzin, aż do momentu jak jego mama się uspokoiła.
- To nie jest urocze.
- Zgadzam się, Moniu.
- Ja też, Moniu.
Vin był zamyślony, ale przynajmniej się udziela
- Postanowione. Jutro zbieramy grupę i go szukamy.
Po tej nie przyjemnych chwilach udaliśmy się do do centrum żeby się tam połazić. No kurwa nie wierzę w to że nasz ziomeczek zaginął i to akurat kiedy po okolicy grasuje ten pojeb to nie zapowiada się fajnie... W centrum od czasu pierwszego morderstwa panuje nienaturalny spokój, no może poza wzmożonymi patrolami policji i tej w samochodach i pieszo
- Jak sądzicie czy jego ojciec pomoże nam w poszukiwaniach
-Adrian wiemy jaki Kapiś ma z nim relacje go pewnie cieszy to że go już nie ma.
-Co masz przez to namyśli Vin?! Jak to nie ma?
-Wybacz ale jakie on ma szanse na przeżycie samemu?
Takie jak my kiedy jesteśmy pojedynczo czyli żadne.
W tym momencie miałem ochotę umyć go z tego pesymizmu w fontannie obok. Jednakże sporo liczba ludzi dookoła tego miejsca sprawiała że ten pomysł był raczej marny
Wiesz co Vin?
-Co?
-Lepiej się już na dziś rozejdźmy, powinniśmy odpocząć przed jutrem.
-Em ok.
-Do jutra.
-Cześć.
-Pa chłopcy.
Poszedłem w stronę mojego domu. Tak jak Kacper mieszkam w domu, tylko moja dzielnica jest mniejsza, bogatsza i na drugim końcu miasta... Ciekawe co przyniesie jutro.
- Cześć, Adi.
- Cześć. A teraz po Monię!
Chyba był zmęczony, ale co tam. Ruszyliśmy do jej domostwa. Nie straszny nam morderca co nie ma serca. Sia la la la! Bez ceregieli zacząłem maltretować guzik domofonu.
- Czemu?
- Cześć Moniu!
- Co wam ten domofon zrobił?
- Stanął mi na drodze.
Vin się załamał.
- Wyjdziesz?
- Dobrze...
Po chwili ukazała się nam Monia.
- Cześć, chłopcy.
- Cześć, Moniu. (idealne zgranie czasowe)
- To co robimy? (Vin spojrzał na mnie z nadzieją)
- Ok, idziemy zapalić.
- Poczekam na was tu.
- A potem ruszamy na autobus i do Kapiego!
Po karmieniu naszych raków Ruszyliśmy na przystanek. A raczej biegliśmy żeby zdążyć. Dotarliśmy do domu Kapiego. Już miałem zamiar masakrować drzwi... a tu jego ojciec otworzył.
- Wynoście się.
On w wolnych chwilach siedzi przy wizjerze czy co?
- Dobrze. Już idziemy.
Zamiast tego ruszyliśmy za ich dom i czekaliśmy aż ten gość sobie pójdzie. Mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy na niego kiedy wychodził. I znowu poszliśmy pod drzwi. Razem z Vinem rytmicznie niszczyliśmy drzwi. Otworzyła nam jego siostra.
- Czego, debile?
- Witaj, mała jędzo.
- Spadaj, dzieciaku! (Monia się wkurwiła)
- Wiesz kim jestem, suko?
Kto uczy to stworzenie tych słów? Właściwie kto nauczył to coś mówić?
- A wiesz kim ja jestem?! Przysyła mnie prezes Nowak! A teraz spadaj po kogoś myślącego!
- Mamo! (choć uciekała była coraz głośniejsza)
Teraz będzie spina. Może i ta mała jest wredna, ale idzie się z nią dogadać.
- Moniu, kim jest prezes Nowak?
- Wymyśliłam go.
Ja i Vin patrzyliśmy po sobie zszokowani. Ona nie lubi dzieci i to widać.
Mama Kacpra przyszła w miarę szybko i lekko się na nas gapiła.
- Przepraszam w jej imieniu za tamtą panią.
- Ok, wybaczam.
Łatwo poszło. Aż za łatwo.
- Kacper jest w domu? Bo nie odbiera ode mnie.
Jej twarz posmutniała, a łzy napłynęły jej do oczu.
- Miałam nadzieję, że jest u kogoś z was, że po prostu uciekł z domu...
Łzy spływały jej z twarzy.
- Od wczoraj nie wrócił do domu i od wczoraj nie odbiera. Zostaliśmy tam chyba kilka godzin, aż do momentu jak jego mama się uspokoiła.
- To nie jest urocze.
- Zgadzam się, Moniu.
- Ja też, Moniu.
Vin był zamyślony, ale przynajmniej się udziela
- Postanowione. Jutro zbieramy grupę i go szukamy.
Po tej nie przyjemnych chwilach udaliśmy się do do centrum żeby się tam połazić. No kurwa nie wierzę w to że nasz ziomeczek zaginął i to akurat kiedy po okolicy grasuje ten pojeb to nie zapowiada się fajnie... W centrum od czasu pierwszego morderstwa panuje nienaturalny spokój, no może poza wzmożonymi patrolami policji i tej w samochodach i pieszo
- Jak sądzicie czy jego ojciec pomoże nam w poszukiwaniach
-Adrian wiemy jaki Kapiś ma z nim relacje go pewnie cieszy to że go już nie ma.
-Co masz przez to namyśli Vin?! Jak to nie ma?
-Wybacz ale jakie on ma szanse na przeżycie samemu?
Takie jak my kiedy jesteśmy pojedynczo czyli żadne.
W tym momencie miałem ochotę umyć go z tego pesymizmu w fontannie obok. Jednakże sporo liczba ludzi dookoła tego miejsca sprawiała że ten pomysł był raczej marny
Wiesz co Vin?
-Co?
-Lepiej się już na dziś rozejdźmy, powinniśmy odpocząć przed jutrem.
-Em ok.
-Do jutra.
-Cześć.
-Pa chłopcy.
Poszedłem w stronę mojego domu. Tak jak Kacper mieszkam w domu, tylko moja dzielnica jest mniejsza, bogatsza i na drugim końcu miasta... Ciekawe co przyniesie jutro.
Komentarze
Prześlij komentarz